15 sie 2015

Rozdział 4 (cz.2)

Nie potrafię tu być. 

To za bardzo boli. 

Jego obojętność mnie zabija.

Ale nie mam wyjścia. Muszę zostać tu na noc.

Chcąc to jakoś przetrwać, myślę, że sen byłby dobrym rozwiązaniem. 

 - Dasz mi jakiś koc? Będę spać na kanapie - wskazuję palcem na mebel obok mnie. Mój ton głosu jest ledwo słyszalny; jestem psychicznie wykończona. 

Niall marszczy brwi. Chyba spodziewał się jakieś dyskusji, co do jego krótkiej historii. 

 - Nie, to ja będę spać na kanapie. Kładź się do łóżka. 

W normalnych okolicznościach zaczęłabym się z nim kłócić. Lubię postawić na swoim, ale jest mi już wszystko obojętne. Moje nadzieje na dobre samopoczucie prysły jak bańka mydlana. Niall znowu pojawił się w moim życiu, ale nie tak, jak tego pragnęłam. Teraz jest inny. Oficjalnie wrócił stary Niall. 

Wchodzę na jego wielkie łóżko. Pakuję się pod kołdrę tak, że wystaje mi tylko głowa. Zwijam się w kłębek i zamykam powieki. Zaraz je jednak otwieram, bo słyszę otwieranie drzwi. 

 - Gdzie idziesz? - pytam. Miałam małą nadzieję, że zostanie. Albo położy się obok...

 - Impreza trwa w najlepsze. Chyba nie myślisz, że ją przegapię. W końcu zostałem kapitanem, muszę się upić. 

I z tym wyszedł, zostawiając mnie samą. 

Już nic nie mogę poradzić na to, że emocje wzięły górę. Łzy suną po moich piegowatych policzkach, następnie mocząc poduszkę. Płaczę cicho uświadamiając sobie, jak strasznie jest mi przykro. 

Stary Niall zapytałby mnie dlaczego jestem smutna. Stary Niall nie zostawiłby mnie samą na pastwę losu w swoim pokoju, by w tym czasie dobrze bawić się na imprezie. Stary Niall nie pieprzyłby jakiś imprezowych dziwek. Stary Niall nie wyjechałby tak po prostu z Londynu. Stary Niall by mnie po prostu kochał.  


--------------------------------


Obudziłam się bardzo wcześnie. Jakoś po piątej. Niall spał twardo. Nie zważając na nic ubrałam się w moje ubrania z poprzedniego dnia. Nie zauważona czmychnęłam z domu bractwa. Na całe szczęście wszyscy w tym czasie odsypiali imprezę. 

Szłam wolnym krokiem, kierując się do akademika. Nie musiało mi się spieszyć, no bo po co? Wiał lekki wiaterek, ale mimo to było ciepło. Przyjemna pogoda, na chwilę moimi myslami nie władał niebieskooki blondyn. 

Po około godzinie byłam w moim pokoju akademickim. Soph nie było, wiadome, że została u Sama. Przyłapałam się na myśli, że zazdroszczę jej szczęścia. 

Mam straszną ochotę na jakieś dragi. Chcę się jakoś znieczulić na to, co czuję w tej chwili. W portfelu znajduję woreczek z kokainą. Od razu wciągam dwie kreski. Jest mi znacznie lepiej. Idę pod prysznic, tracąc cholerną fazę, potem do łóżka i staram się jeszcze zasnąć. Narkotyk w tym pomaga. 

Budzi mnie pukanie do drzwi. Na wyświetlaczu w telefonie widzę dwunastą. To nie może być Soph, bo ona otworzyłaby kluczem, chyba, że go gdzieś zgubiła. 

Kiedy otwieram drewnianą powłokę od razu naskakuje na mnie nie kto inny jak Gemma. 

 - Gdzie ty się podziewałaś przez tyle godzin?! - przepycha się obok mnie i wchodzi do środka. - Wydzwaniam i wydzwaniam a ty nie dajesz znaku życia! - ciągle mnie atakuje. 

Ukradkiem zerkam  na telefon. Rzeczywiście mam dwadzieścia siedem nieodebranych połączeń i cztery sms'y. Wszystko od Gemmy. 

 - Tutaj? Spałam? 

 - Ta właśnie widzę... - wskazuje na biurko, gdzie widnieją pozostałości po prochach. 

 - Uh, nie czepiaj się. Nie mam nastroju - ponownie wchodzę pod kołdrę, lekceważąc Gem. 

 - Właśnie jestem tu w takiej sprawie - zaczęła. - DLACZEGO DO JASNEJ CHOLERY GADAŁAŚ DZISIAJ Z TYM DUPKIEM PANEM CHODZĄCA CHOROBA WENERYCZNA?! I to jeszcze tak naturalnie! Staliście za blisko!

Kurwa mać. 

 - Gemma, to właśnie... 

 - NIE, NIE i jeszcze raz NIE! Nawet nie próbuj mówić, że Niall to ten tajemniczy twój były! 

 - Uh, ale to mój były! 

 - O Boże, nie wierzę. Jak mogłaś być z takim dupkiem? 

 - On nie był taki. No może na początku, ale potem się zmienił. Czemu tak bardzo go nienawidzisz?

 - Naprawdę chcesz wiedzieć? No dobrze, dlatego, że jeszcze nie zaczął się rok studenci, a on pieprzył już pół kampusu, dlatego, że jest wrednym, zadufanym w sobie gnojkiem i dupkiem. Nie szanuje nikogo, ma gdzieś zasady. Robi wszystko co mu się podoba. Wielki bokser i muzyk - wysyczała z sarkazmem dwa ostatnie słowa. 

 - Bokser? Dalej walczy? - ciekawość bierze górę. 

 - Ta, ale teraz to coś poważnego. Często trenuje, a jego walki puszczane są w telewizji, bilety są drogie. 

Stąd te duże bicepsy... 

 - Ale to nie jest ważne! - macha ręką, a potem zrywa ze mnie kołdrę. - Teraz możesz mi powiedzieć co się stało. Po to tu przyszłam, kiedy zobaczyłam cię z nim kipiałaś gniewem. 

Muszę to z siebie wydusić. Opowiadam Gemmie wszystko ze szczegółami. Że już nic do mnie nie czuje, że zostawił mnie wczoraj, tak naprawdę wszystko co mnie dręczyło. Nie obyło się bez płaczu. Boże, jestem taka słaba. Przecież nie mogę mu dać się tak zniszczyć, trzeba na to zaradzić. 

 - Lily, mam pewien plan związany z tym kutasem! 

 - Hm? 

 - Dzisiaj wszyscy mieliśmy iść na wzgórze, by zapalić trawkę. Jutro w końcu zaczynamy oficjalnie życie studenckie. On na pewno też tam będzie. Graj szczęśliwą, beztroską. Pokaż, że układa ci się jak najlepiej, że on ci jest nie potrzebny. Wtedy zobaczy co stracił.

 - Gemma, jesteś genialna! - wymachuję rękami nad głową. 

Czas wdrożyć w życie nasz plan. Niall jeszcze za mną zapłaczesz. 

3 komentarze:

  1. Genialne, genialne, genialne! Super fanfiction! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie moge sie doczekac następnego rozdzialu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne, czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń