22 sty 2017

Rozdział 31 (cz.2)

Przyszedł dzień wigilii. Kim od wczoraj była już w domu, co za tym idzie wszystko wróciło do normy. Dziecku nic nie zagrażało, wszystko było w jak najlepszym porządku. Mnie już nic nie bolało, co też było świetne. Dodatkowo wszystkim udzielił się świąteczny nastrój. Niall rano ubierał z Theo i Gregiem choinkę, a ja, Kim oraz Katherine przygotowywałyśmy świąteczne potrawy i piekłyśmy ciasteczka.
Kiedy nadeszła odpowiednia godzina wszyscy zaczynaliśmy się szykować, odświętnie się ubierać, by zaraz zasiąść do stołu. Kiedy przyodziałam już ładną, czarną sukienkę, poprawiłam makijaż i ułożyłam włosy pewna myśl przyszła mi do głowy. Wiedziałam, że muszę jeszcze zrobić pewną rzecz. I to może być dosyć trudne...
Wykorzystując moment, że byłam sama w pokoju, gdzie podczas pobytu spaliśmy z Niallem chwyciłam za telefon i wybrałam numer mamy.
Po paru sygnałach wreszcie doczekałam się, aby odebrała.
 - Halo? - spytała zdziwionym tonem.
To aż takie dziwne, że jej córka dzwoni w świetna? Ja rozumiem, że jesteśmy trochę skłócone, no ale bez przesady...
 - Hej mamo - przywitałam się, lecz nie uzyskałam odpowiedzi, więc postanowiłam mówić dalej - Chciałabym złożyć ci życzenia świąteczne.
 - Nie do wiary - w jej głosie słyszalna była kpina. - Wiesz, że wypadałoby, aby rodzona córka składa życzenia na żywo?
 - Wiem, lecz nie byłoby takiej możliwości - starałam się być cały czas miła, ale ona wyraźnie chyba próbowała wytrącić mnie z równowagi.
 - No tak, nie odzywałaś się do mnie od miesięcy.
 - Ponieważ ty urwałaś kontakt, obrażając się na mnie.
 - Myślałam, że będziesz w stanie zrozumieć, co jest dla ciebie dobre, a co sprowadzi cię na złą drogę.
Miałam dość owijania w bawełnę.
 - Uważasz, że Niall sprowadzi mnie na złą drogę?
 - A już tego nie zrobił?
 - Oczywiście, że nie - oburzyłam się.
 - To nie jest odpowiednia partia dla ciebie - podsumowała, a moja irytacja coraz bardziej rosła.
 - Jakoś na początku go lubiłaś! I ja wiem, kto jest dla mnie odpowiedni, w przeciwieństwie do ciebie.
 - Lubiłam go, dopóki nie zobaczyłam jaki jest! Nie pamiętasz jak cię zostawił? Staczałaś się przez niego!
 - Nie staczałam. To, że imprezowałam, to nic złego. Każdy nastolatek ma do tego prawo.
 - Ta jasne - zaśmiała się, aż zacisnęłam pięść.
 - Wiesz co, twoje zdanie i tak już nie ma zbyt wielkiego znaczenia - uśmiechnęłam się z satysfakcją.
Na chwilę zamilkła w słuchawce.
 - W jakim sensie?
 - Jesteśmy zaręczeni - jadowity uśmiech wysunął się na moje usta. Domyślałam się jaka musiała być jej mina.
 - Że co proszę?
 - Jesteśmy od paru tygodni zaręczeni. Jeszcze raz mam powtórzyć?
 - Ale jak to?
 - Mamo, normalnie. Tak więc będziesz musiała przywyknąć, że będzie obecny w naszej rodzinie. Właśnie jesteśmy w Dublinie, u jego rodziny. Ona przynajmniej nas akceptuje w przeciwieństwie do niektórych. Odezwij się, kiedy będziesz chciała pogadać, pa.
I z tym się rozłączyłam. Dalsza rozmowa nie miała sensu. Ona i tak tego nie zrozumie. Może, gdy na spokojnie sobie wszystko ułoży w głowie będzie chciała normalnie porozmawiać.

***

Wybiła godzina 18, kiedy wszyscy zgromadzeni na dole usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Greg poszedł otworzyć drzwi dziadkom, którzy przyjechali na wigilię. Z Niallem stanęliśmy w dużym pokoju, złapał mnie za rękę. Trochę się denerwowałam przed ich poznaniem, lecz wszystkie emocje ukryłam pod uśmiechem. 
Starsza para weszła do pomieszczenia, po przywitaniu wszystkich domowników. Oczywiście największą uwagę przykuł ich pierwszy prawnuk, który był tak bardzo rozczulający. 
Niall uścisnął rękę dziadka i ucałował w policzek babcie. Kiedy ich wzrok spoczął na mnie trochę poczerwieniałam. Babcia Nialla patrzyła na mnie z zaszklonymi oczami, a dziadek szczerze i dumnie się uśmiechał. 
 - Niall, nie mówiłeś, że jest aż taka piękna - babcia rzuciła mi się na szyję. - Jestem Michelle Horan, ale możesz na mnie mówić babciu Michelle. W końcu to już prawie rodzina! 
Tak jakby coś przeczuwała. 
 - Jestem Lily - nieśmiało się przedstawiłam. 
 - Wiemy, wiemy - dziadek Nialla także mnie przytulił. Przedstawił się jako Thomas. 
Byłam już spokojna, że tak ciepło mnie przyjęli. Niall ucałował mnie w czoło i powiedział, że nie było powodu, by się zamartwiać. 
Zasiedliśmy do stołu. Dziadkowie pytali się o przyszłego wnuka, który już za parę tygodni miał wyjść na świat. Następnie uwagę skupili na mnie i Niallu. Pytali jak mieszka nam się w Nowym Jorku, jak idzie na studiach. Do czasu, aż rozpoczął się pozornie niewygodny temat - nasza przyszłość. 
 - Tak więc, jak tam u was dzieciaki? Planujecie już jak się ustatkować? - zapytała podekscytowana babcia Michelle. 
 - Michelle, daj spokój! - dziadek złapał ją za dłoń. - To nie to pokolenie, by się od razu za małżeństwo brać. Statystyki pokazują, że w dzisiejszych czasach śluby brane są po ukończeniu 30 lat. Sam czytałem w gazecie! 
 - Ale mieszkają już razem i są szczęśliwi Thomas. I te twoje statystyki nie obejmują każdego. Są także wyjątki - uśmiechnęła się znacząco. 
 - Według mnie sami wyczują moment, by zdobyć się na tak poważny krok. Są naprawdę młodzi, studiują. Chociaż bardzo bym się cieszyła jakbym miała niedługo synową - Katherine włączyła się do rozmowy, puszczając mi oczko. 
Popatrzyliśmy na siebie znacząco z Niallem. To chyba był odpowiedni moment, by ich uświadomić i rozwiać ich wątpliwości. 
Niall postanowił zacząć. 
 - W sumie to mamy wam coś do powiedzenia. 
Automatycznie wszyscy zamilkli i popatrzyli pytającym wzrokiem na Nialla. 
 - Jeśli jesteśmy przy tym temacie to musimy wam coś ogłosić. Postanowiliśmy, że stanie się to w ten wyjątkowy dzień, więc nie miejcie nam za złe, że trochę zwlekaliśmy.  
Widać było szok wypisany na ich twarzach, co nawet mnie rozbawiło. 
 - Zaręczyliśmy się! - wykrzyknął wesoło Niall, a w pomieszczeniu wybuchła nagła euforia. Greg wstał i z wesołym okrzykiem uścisnął brata. Kim mi szybko pogratulowała, miałam wręcz wrażenie, że nie wypuści mnie z uścisku. Katherine płakała ze szczęścia i jednocześnie nas przytuliła i także nie chciała puścić. Babcia nie mogła uwierzyć, zaklaskała w dłonie i ciągle nam gratulowała i grała na nerwach dziadkowi, powtarzając mu, że ona ma zawsze rację. Dziadek uścisnął mnie jak prawdziwą wnuczkę, a Nialla wziął w męski, dumny uścisk. 
Greg wyciągnął z szafki szampana, by jakoś uczcić tą wyjątkową chwilkę. To było niesamowite. 
Przez następną część wieczoru jedynym tematem była nasza przyszłość. Układali już plan ślubu, plan gdzie mamy wybrać się na podróż poślubną, a nawet jak ma wyglądać nasz nowy dom. Ja się po prostu z tego śmiałam, bo byli naprawdę w niezłym szoku i nie chciałam odbierać im tej radości ale w głowie i tak wiedziałam, że wszystko ustalimy w inny sposób. 
 - Pierwsza gwiazda wyszła! - krzyknął Theo po długim wpatrywaniu się w niebo. 
 - Czas otwierać prezenty! - zaśpiewała Katherine. 
Wszyscy ruszyliśmy pod choinkę stojącą w roku pokoju. Pierwszy prezent jaki wręczyliśmy razem z Niallem to wielki miś dla Theo, z którego malec popłakał się ze szczęścia. Następnie rozdaliśmy resztę prezentów, zostawiając siebie samym sobie na koniec. Dostałam od dziadków Nialla piękną, złotą biżuterię, a od Katherine sukienkę, która bardzo mi się spodobała, a także płytę ze składanką moich ulubionych utworów. Greg i Katherine podarowali mi czytnik e-booków i to było coś niesamowitego! Wreszcie nie byłam zmuszona nosić ciężkich książek. 
Prezenty trafiły do mojego serca, jednak czekałam na najważniejszą osobę.  Podeszłam do Nialla z ładnie zapakowanym w różowy papier (zamierzona akcja!) prezent. Na jego widok już zaczął się śmiać. 
 - Trafiłaś w mój gust - zaśmiał się. 
 - Otwieraj, nie gadaj - ponagliłam go. 
 - Już kochanie - zabrał się do otwierania. Na widok rękawic szczerze się uśmiechnął, az w jego lewym policzku pojawił się mały dołeczek. 
 - Oby przyniosły mi szczęście - przytulił mnie - bardzo mi się podobają. 
 - Zobacz jeszcze to - włożyłam mu do rąk kolejne pudełko, z drugim prezentem. 
Uniósł brew, zaskoczony. Nic nie mówiąc rozpakował go. Jego oczom ukazał się album własnoręcznie wyklejony naszymi wspolnymi zdjęciami , które były podpisane odpowiednimi cytatami. 
 Oglądał go przez parę minut w ciszy. Na jego twarzy wymalowane było... po prostu szczęście. 
 - Nigdy nie dostałem lepszego prezentu...
Pocałował mnie krótko, a zaraz włożył mi do rąk mały pakunek. 
 - Teraz ty otwieraj. 
Precyzyjnie rozkleiłam kolorowy papier i moim oczom ukazał się mały, subtelny, złoty łańcuszek. Miał małą zawieszkę - proste, złote serduszko. A na jego tyle wygrawerowane litery L + N. 
 - Ostatnio doprowadzasz mnie tak często do łez szczęścia - powiedziałam ze załzawionymi oczami. Cholera, tak często się wzruszał. No ale on przez ostatnie dni daje mi tyle szczęścia...
 - Czyli ci się podoba? - położył dłonie na mojej talii.
 - Bardzo, dziękuję - ucałowałam go ponownie. 
 - To nie wszystko - wskazał na ten pakunek. 
Rzeczywiście, zauważyłam jakiś kawałek papieru. Okazało się, że to bilety na podróż poślubną. NA MEDIWY! 
 - Niall, tak się śpieszysz? - zaśmiałam sie. 
 - Chcę, żebyś po prostu wiedziała, gdzie cię zabieram. O innych niespodziankach dowiesz się za jakiś czas. 
I z tym ucałował mnie w środek nosa.
 

Rozdział 30 (cz.2)

Byliśmy już w domu, kiedy leżeliśmy razem na łóżku w swoich objęciach. W domu nie było nikogo, najwyraźniej rodzina Horanów nie wróciła jeszcze z zakupów.
Przez chwilę podziwiałam dedykowany mi tatuaż, zanim Niall na dobre zakleił go opatrunkiem. Tom wykonał go świetnie. Po wyjściu z jego studia bardzo się wzruszyłam. Niall kolejny raz dał mi niesamowity dowód miłości.
Kompletnie bym się tego nie spodziewała, On potrafi mnie coraz bardziej zaskakiwać.
Kiedy tak leżeliśmy wtuleni w siebie Niall opowiedział mi dokładnie historię w jaki sposób poznał Toma. Stało się to pewnego dnia, parę lat temu kiedy Niall pomieszkiwał u Grega, kiedy uciekł z rodzinnego domu. Pijany przyszedł do jego studia, po bójce którą wywołał w pubie nieopodal. Miał "cholernego doła" jak sam to ujął. Zażyczył sobie, by Tom tatuował mu ramię czym tylko chce, miał gdzieś co będzie miał na zawsze na ramieniu. Potrzebował bólu fizycznego, ponieważ jego depresja niszczyła go od środka. Tom nie zbyt wiedział co ma robić, ale ma on duszę psychologa. Postanowił poświęcić trochę czasu Niallowi. Nie zrobił mu bezmyślnych tatuaży, tylko wziął go do siebie na zaplecze i postanowił wysłuchać. Ku zaskoczeniu samego Nialla właśnie otworzył się przed obcym człowiekiem. Powiedział mu wiele swoich problemów, co go dobija. Od tamtego momentu był stałym bywalcem studia, przebywanie w towarzystwie Toma - osoby która w końcu go rozumie, przynosiła mu ukojenie. Po czasie rzeczywiście Tom zrobił mu kilka tatuaży, ale za to przemyślanych. Nauczył Nialla tatuować i sam zrobił nawet kilka tatuaży. Tom jest dla niego bardzo ważny, prawie jak ojciec, którego nigdy nie miał.
Przyszła mi myśl, że kiedyś na pewno też będę chciała mieć jakieś tatuaże. Może nawet coś specjalnie dla Nialla - jestem pewna, że nigdy nie będę żałować takiej decyzji, ponieważ nigdy nie przestanę go kochać. Jednak to za jakiś czas, nie lubię spontanicznych decyzji... lecz Niall chyba wręcz przeciwnie.
Niall zaczął mnie całować i jeździć rękami po moim ciele. Wiedziałam do czego to zmierza, chętnie opowiedziałam na jego ruchy. Całowaliśmy się powolnie, wplątałam palce w jego włosy na co jęknął.
Wciągnął mnie na siebie, łapiąc za moje pośladki, następnie mocno całując mnie po szyi, co tak bardzo uwielbiałam.
I w chwili gdy wszystko zaczynało się rozkręcać usłyszeliśmy harmider na dole, jakieś krzyki, płacz, ogólne zamieszanie. Popatrzyliśmy po sobie nie wiedząc o co chodzi. Jednocześnie zbiegliśmy na dół.
Takiego widoku to się na pewno nie spodziewałam. Kimberly uginała się na nogach, podtrzymując się ściany, Greg stał przy niej panikując, łapiąc ją za rękę, ona na zmianę płakała z bólu i krzyczała na niego, Katherine biegała wokół nich w panice nie wiedząc co robić, a mały Theo nie widząc co się dzieje z jego mamą płakał ze strachu.
Bardzo się przestraszyłam, nie wiedział kompletnie o co chodzi.
 - Mamo, co się dzieje? - Niall zwrócił się do spanikowanej kobiety, podczas gdy ja wzięłam malca na ręce, by go jakoś uspokoić.
 - Gdy wchodziliśmy do domu Kim dostała przedwczesnych skurczy! 
 - Mamo, spokojnie, panikując nic nie osiągniemy - jedyny zachował zimną krew. - Greg zadzwoń na pogotowie, szybko - zwrócił się do brata, bo widział, że obolała Kim ma ochotę go zabić, bo stał przy niej i także siał panikę.
Ja z Theo na rękach pomogłam dojść Kim do fotela, by mogła wygodnie usiąść do przyjazdu pogotowia. Miała już pot na czole i łzy w oczach. Dałam jej jeszcze wody, widziałam, ze jest naprawdę wdzięczna, że podeszliśmy do tego z takim stoickim spokojem, zamiast biegać wokół niej i krzyczeć. Sama na jej miejscu bym wybuchła z nerwów.
Porody i ciąże zawsze mnie przerażały i na samą myśl było mi słabo.
 - Theo, nie ma co płakać, kochanie - starałam się go uspokoić. Dałam mu smoczka do buzi i otarłam łzy z oczu - Dzidziuś chcę juz wyjść, ale to jeszcze za wcześnie, dlatego mamę trochę boli, ale zaraz przyjedzie karetka i panowie doktorzy zabiorą mamusię i już nie będzie ją bolało - ucałowałam malca w czoło. Wydawał się znacznie spokojniejszy. Pobujałam go na ramionach, a on zwiększył uścisk, jakby nie chciał już mnie puszczać, by być ciągle u mnie na rękach.
Karetka przyjechała po paru minutach i zabrała Kim, a Greg pojechał razem z nią. Poprosili nas, byśmy zaopiekowali się Theo, bo pewnie Kim zostanie w szpitalu przynajmniej na jeden dzień jeśli ciąży nie będzie nic zagrażać. Na całe szczęście Katherine trochę się uspokoiła.
 - Muszę wziąć coś na nerwy, jestem za młoda na zawał - jęknęła szukając jakiejś tabletki w szafce.

***

Okazało się, że Kim wyjdzie za dwa dni ze szpitala, czyli dzień przed wigilią. Moim i Nialla zadaniem było zajęcie się przez te dni Theo, ponieważ Greg pragnął siedzieć ciągle w szpitalu razem ze swoją żoną. Oczywiście z chęcią przystaliśmy na to, ponieważ Theo to wspaniałe dziecko. 
Kiedy mama Nialla postanowiła zapakować wszystkie prezenty wzięliśmy malca na spacer. Oboje trzymaliśmy go za ręce, a on powoli sobie obok nas dreptał. Zrobiliśmy sobie rodzinne zdjęcie, które dodaliśmy na Instagrama. Fani Nialla rozczulali się nad nim, a Jake oczywiście musiał dodać komentarz, że niedługo dorobimy się własnego dziecka. To było zabawne, ale z drugiej strony pomyślałam, że Jake musi mieć lekką obsesję na ten temat. Ciągłe powtarza, że będziemy mieć dziecko! 
Ulepiliśmy bałwana na podwórku a Niall zaczął obrzucać nas śnieżkami. Naprawdę tego nie znoszę, nie lubię być mokra, nie lubię, gdy jest mi zimno, ale jakoś dobrze się bawiłam. Razem z Theo byłam w jednej drużynie i z dwóch stron atakowaliśmy Nialla. Byliśmy blisko wygranej, kiedy nagle Niall podbiegł do mnie i przewrócił mnie na śnieg, a następnie usiadł okrakiem na mnie i zaczął mnie łaskotać. Jasne było, że wygrał! Ale za nic nie chciał przestać, a ja już nie dawałam rady ze śmiechu. 
 - Zlostaw moją Lily! - krzyknął Theo i zaczął okładać małymi piąstkami Nialla, na co oboje się roześmialiśmy. Boże, on jest taki kochany. 
Gdy wróciliśmy do domu postanowiliśmy razem zrobić obiad, a potem, gdy było już późno razem położyliśmy się do łóżka. Theo właśnie zażyczył sobie, że chce spać z nami. No i skończyło się na tym, że spał pomiędzy nami, przytulony ciasno do mnie.

***

Obudził mnie ponownie rwący ból u dołu brzucha, aż zerwałam się do pozycji siedzącej. Zdołałam tylko zobaczyć, że na zegarku widnieje godzina 5:30. Nie mogłam wytrzymać z bólu, czułam, jakby coś rozrywało mnie od środka. Mocno się zaniepokoiłam, ale nie chciałam, by Niall się obudził i zobaczył mnie w takim stanie. Nie chciałam aby się zamartwiał. 
Pognałam do łazienki na tyle szybko na ile pozwolił mi cholerny ból. Cała się trzęsłam, z trudem utrzymałam się na nogach, przytrzymując się umywalki. Łzy płynęły mi po policzku. 
 - Lils? - usłyszałam wołanie Nialla i pukanie do drzwi. 
Nie byłam w stanie się odezwać. 
 - Coś się stało? Zdołałem zauważyć jak podkulona weszłaś do łazienki. 
Cholera. 
 - Proszę, nie wchodź... - jęknęłam. 
 - Wchodzę, do cholery - był najwidoczniej zestresowany. 
Z chwilką gdy uchyliły się drzwi szybko podbiegł do mnie, widocznie zaniepokojony moim stanem. Jedyną rzeczą gdy zdążyłam zobaczyć to nasze odbicie w lustrze, moją białą jak ściana twarz i jego oczy w ktorych widoczny byl strach. Następnie zemdlałam, słysząc jak Niall woła swoją mamę. 

***

 - Lily?! Słyszysz mnie? Lily, proszę! - dobiegły mnie wołania Nialla. 
Otworzyłam powoli oczy, gdyż raziło mnie światło. Zobaczyłam pochylonego nade mną blondyna i jego mamę. Za chwilę dojrzałam więcej szczegółów - leżałam na kanapie w salonie. Najwyraźniej Niall musiał mnie tu przenieść... 
 - Boże, wystraszyłaś mnie tak - złapał za moje ręce, cały się trząsł. Katherine znowu była bliska ataku paniki jak wtedy, gdy Kim miała skurcze. 
 - Co się stało? - spytałam zdezorientowana. Niall powoli pomógł mi wstać. 
 - Bolał cię chyba brzuch, trzymałaś się jedną ręką za niego, nie mogłaś ustać, kiedy wszedłem do łazienki zemdlałaś - wyjaśnił Niall a mi automatycznie się wszystko przypomniało. 
Doznałam natychmiast ulgi, że nie czułam znowu tego okropnego bólu. Chyba nigdy nie czułam czegoś gorszego. 
 - Już jest dobrze, świetnie się czuję i nic mnie nie boli - rzuciłam mu blady uśmiech. 
 - Jedziemy do lekarza, mamo idź proszę obudź Theo, trzeba zacząć go ubierać... - zaczął mówić szybko Niall, ale ja mu jeszcze szybciej przerwałam. 
 - Co? Do jakiego lekarza? Nigdzie nie jedziemy. Katherine, nie budź Theo - zbuntowałam się. Za nic nie chciałam pojechać do lekarza. 
 - Nie masz nic do gadania - zacisnął szczękę - To wyglądało tak niebezpiecznie! 
 - Nie i koniec! 
 - Nie kłóć się ze mną! 
 - Nie powiedziałam. 
 - Lily! 
 - Niall! 
 - Uspokójcie się! - przerwała nam kłótnię Katherine i zaczęła jeszcze raz na spokojnie - Lily, to naprawdę nie wyglądało zabawnie, uważam, że powinnaś się zbadać. 
 - Jednak, ja wiem, że mi nic nie jest - byłam nie ugięta. 
 - Mamo, zrób coś, bo zaraz puszczą mi nerwy! - wrzasnął Niall, lecz nic sobie z tego nie robiłam. 
 - Lily, dlaczego nie chcesz nas posłuchać? 
 - Nienawidzę lekarzy, przychodni, szpitali itd. Za nic tam nie pojadę, czuję się już wspaniale. To tylko jednorazowy incydent, za szybko zeszłam z łóżka, zrobiło mi się słabo - trochę naklamałam, ale czym lepiej wiedzą tym lepiej dla nich, prawda? Jestem pewna, że to już się nie powtórzy. 
 - Ugh, dobrze, już dobrze! - odpuścił Niall. - Teraz ustępuje, ale jeśli jeszcze raz to się zdarzy, to sam cię wsadzę do samochodu i zawiozę, przysięgam! - był już rozzłoszczony. 
Katherine spuściła w bezradności ramiona, a ja uspokoiłam ją, że naprawdę wszystko w porządku. 
W głowie jednak biłam się z myślami, ponieważ to było naprawdę dziwne. Nie wiedziałam co powoduje takie bóle. Brałam pod uwagę, że mogę być na coś chora, bo on pewnego czasu mam jakieś objawy, które coraz bardziej mnie martwiły. 
Obiecałam sobie, że gdy wrócimy do Nowego Jorku zbadam się, ale bardzo boję się prawdy...

____________________


Krótki  bonusik, za długą nieobecność! 
Czas trochę namieszać, niedługo wyjdą nowe fakty. Kontynuacja już niebawem xx