- Zamieszkamy razem, ponieważ czuję się za ciebie odpowiedzialny i nie pozwolę, by coś ci się stało. A w dodatku ten twój pokój w akademiku jest do dupy. A teraz jeszcze nawaliło im ogrzewanie, nawet jeśli ono było, to i tak można było tam zamarznąć. Nie możesz tam dłużej mieszkać. Jutro z samego rana umówię się z deweloperem, by znalazł jakieś ładne mieszkania.
- A-ale jak to?
- Przecież nie będziemy mieszkać na jednym pokoju, w domu z ponad piętnastoma facetami. Nie mógłbym cię nawet na krok wypuścić choćby na korytarz - przygryzł wargę z uśmiechem.
Ale mi wcale nie było tak zabawnie.
Nie, kurwa nie teraz.
Nie mogę z nim zamieszkać w tej chwili, gdy jestem kompletnie spłukana, a matka nie prześle mi już żadnej gotówki. Z czego mam się niby dopłacać na czynsz? A jedzenie? Nie, ja tego kompletnie nie widzę.
Tak w ogóle jak to się stało, że Niall Horan proponuje mi wspólne zamieszkanie. To do niego nie podobne, serio.
- Ale ja całkiem lubię pokój w akademiku... - staram się jakoś odwinąć jego plany w czasie.
Niall marszczy brwi i pociera kciukiem moje kolano.
- Lils, co się dzieje? Przecież ty nie znosisz tego akademika. Zawsze narzekałaś, że jest ci tam zimno, jest mało miejsca, meble są dość stare i tak dalej. Co znowu ukrywasz? Mów co się dzieje.
Na prawdę nienawidzę tego, że on zawsze wie, gdy kłamie.
- Ugh, pokłóciłam się z matką, gdy dowiedziała się, że znowu jesteśmy razem no i nie przyśle mi już żadnych pieniędzy na czynsz, bym mieszkała w akademiku. W Nowym Jorku za nic nie znajdę pracy, a jakby tego było jestem totalnie spłukana i nie wiem co mam robić. Nie mogę z tobą mieszkać, gdyż nie będę miała pieniędzy, by złożyć się na rachunki i inne wydatki - chowam twarz w dłoniach, bo powoli dochodzi do mnie, że niedługo będę bezdomna i nie mam żadnych oszczędności, by chociażby kupić sobie coś do jedzenia.
- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? - zapytał zmartwionym głosem.
- Nie wiedziałam jak to zrobić, a w dodatku znając ciebie zaraz chciałbyś za mnie za wszystko płacić, a ja miałabym wyrzuty sumienia, bo byłam jak taki pasożyt - schowałam twarz w jego klatce piersiowej, bo poczułam, że robię się cała czerwona na twarzy.
- O kurwa, Lily... - westchnął zrezygnowany. - Dobrze wiesz, że pieniądze dla mnie nie są problem. Nie były rok temu, gdy mieszkałem w Londynie i nic nie robiłem, a teraz już w ogóle, gdy nagrywam nowe piosenki i wygrywam walki. Mam ich wręcz za dużo, niż potrzebuję i dodatkowa osoba do utrzymania nie stanowi problemu. Będę się tobą opiekował ile będzie trzeba, a nawet ciągle. Uważam, że nie musisz pracować i nie będziesz tego robić.
- Niall, dobrze wiesz, że nie lubię, gdy mi rozkazujesz i zabraniasz wielu rzeczy.
- Ale tym razem mam rację i nawet nie próbuj dyskutować. Może będziesz pracować wtedy, gdy zakończysz studia, lub znajdziesz coś satysfakcjonującego, ale teraz nie. Ja tu od tego jestem.
Przewróciłam z uśmiechem oczami, no bo boże. On jest taki uroczy i opiekuńczy.
- Czyli się zgadzasz? - wyszczerzył się.
- Tak, ale mam nadzieję, ze nie jesteś typem, który rozrzuca brudne skarpetki po pokoju i zagania kobietę do kuchni, huh? - zażartowałam.
- Przekonasz się, a do skarpetek dołączam jeszcze bokserki - zmarszczyłam nos na jego słowa, oczywiście dalej żartując.
- Uważaj, bo jeszcze się rozmyślę.
- Nie masz wyboru! - przewrócił mnie na plecy, usiadł na mnie okrakiem opierając się na kolanach, by mnie odciążyć i zaczął mnie łaskotać przez co śmiałam się be zprzerwy.
Chyba wszystko wraca do normy, a nasz związek robi się coraz poważniejszy i ciekawszy...
***
- Co, kurwa?! - Soph otworzyła szeroko oczy jak i buzię cztery dni temu, gdy poszłyśmy razem do starbucksa bo chciałyśmy poplotkować po wykładach.
Właśnie jej oznajmiłam, że jutro wraz z Niallem idziemy spotkać się z deweloperem, na oglądanie apartamentów. Tak, właśnie apartamentów, a nie małych mieszkanek, ponieważ Niall preferuje wygodę...
- Soph, nie będę się powtarzać - wystawiłam jej język i zamówiłam latte i muffinke (Sophie na sto procent będzie mnie teraz pilnować, bo sytuacji z przed paru dni, więc wolę nie ryzykować, a w dodatku już normalnie jem i moje włosy przestały wypadać).
- O ja pierdole, to jest świetne, aww! Mam nadzieje, że jak tylko kupicie to mieszkanie to dasz mi pierwszej znać! I zrobicie super parapetówkę.
- O to nie musisz się martwić - uśmiechnęłam się szeroko.
Przez kolejne pięć minut robiłyśmy zabawne snapy i dawałyśmy je na my story, a potem jeszcze wysłałam Niallowi sms'a, że jestem w kawiarni z Soph i wrócę jakoś za dwie godziny. On w tym czasie miał za zadanie zabrać moje wszystkie rzeczy z akademika i przywieść je do domu bractwa. Już oficjalnie nie mieszkam z Soph. Na całe szczęście naprawili jej ogrzewanie.
- A nie uważasz, że to aby nie za szybko? Niekiedy małżeństwa zamieszkują ze sobą dopiero po ślubie.
- Soph, proszę cię, to jest dwudziesty pierwszy wiek nie średniowiecze. I Niall bardzo naciskał, a w dodatku co nam szkodzi?
- A może on ci się niedługo oświadczy? - rozszerzyła oczy.
- Sophie, to jest Niall. On nie chce ślubu, podobnie jak ja. To bez sensu. Po co komu ślub, jeśli można żyć bez niego? To tylko głupi papierek.
- No ale jakoś przypadkiem po zajęciach jakoś tydzień temu chłopaki zaczęli gadać o takich rzeczach, a ja byłam wtedy z nimi. Niall powiedział, że mógłby się ożenić, jeśli naprawdę by mu zależało. A wszyscy wiemy, że jesteś jedyną osobą w jego życiu, na której mu zależy.
Tak dziwnie to słyszeć, zważywszy, że mowa jest o Niallu.
Nie chcąc dłużej o tym gadać postanowiłam zmienić.
***
- Dzień dobry - przywitała nas rudowłosa kobieta po czterdziestce.
- Dzień dobry - opowiedzieliśmy jednocześnie i podaliśmy kobiecie ręce.
Nadszedł dzień naszego spotkania z deweloperem. A w tej chwili stoimy w ogromnym lobby i zaraz będziemy oglądać pierwszy apartament.
- Nazywam się Jennifer Wenson i mam za zadanie zaprezentować wam dzisiaj trzy apartamenty. Czy możemy zacząć? - posłała nam szczery uśmiech.
- Oczywiście - powiedział Niall i złapał mnie za dłoń. Jennifer poprowadziła nas do windy i pojechaliśmy na trzecie piętro.
Pierwsze mieszkanie nie spodobało się Niallowi. Uznał, że za dużo w nim kolorów, a jednocześnie mało miejsca. Ja osobiście uważałam, że jest całkiem w porządku, ale wiadomo jaki jest Niall. Drugi apartament także nie przypadł blondynowi do gustu. Był wręcz za duży, a nie miał nawet balkonu, ani tarasu, a Niallowi głównie o to chodziło, ponieważ nie chce palić w domu. A no i jeszcze stwierdził, że sypialnia jest beznadziejna bo była za mała (nie mam pojęcia skąd te wymagania, no ale okej).
Trzeci i ostatni apartament miesi się na Wall Street. W lobby jest bardzo ładnie i przestronnie, a my właśnie czekamy z Jennifer na windę. Kobieta sprawdza swoje dokumenty.
- Tak, to tutaj. Piętro 6, to właściwie penthouse.
- Słucham? - zaskoczona wypalam. Jak to penthouse? O-mój-boże!
- Coś nie tak? - zapytała rudowłosa, kiedy wiedliśmy do windy.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - zapytałam Nialla, a ten wzruszył ramionami.
- Nie pytałaś.
Przewróciłam oczami, a on puścił mi uśmieszek. Mam ochotę zacząć skakać z radości.
Jennifer otworzyła kluczem drzwi z ciemnego drewna i wpuściła nas przodem, a ja odruchowo uścisnęłam dłoń Nialla, na co on nie starał się ukrywać uśmiechu. Przeszliśmy krótki biały przedpokój i naszym oczom ukazał się ogromnyy pokój dzienny, salon. Cały w bieli, z białymi kanapami i dekoracjami. Panele na podłodze były z ciemnego drewna, ale tak naprawdę wszystko było tu białe. Najbardziej urzekła mnie szklana ściana na całej długości pokoju, z której można było zobaczyć cały Nowy Jork. Niesamowity widok. Jeszcze lepiej musi to wyglądać nocą.
- Szklana ściana jest ze specjalnego szkła niczym lustro weneckie. Wy możecie zobaczyć wszystko, jednak nikt nie dojrzy nic od zewnątrz. To zapewnia sto procent prywatności - mówiła Jennifer, a Niall poruszał do mnie wymownie brwiami, na co przewróciłam oczami i pociągnęłam go dalej.
Zakręcając korytarzem mieliśmy drzwi od dużej garderoby, dwóch pokojów gościnnych. Wszystko urządzone w świetny sposób, a przyszła mi nawet myśl, że jakbyśmy zdecydowali się na ten apartament to nic nie musielibyśmy zmieniać. Do tego cały salon i przed pokój jest w bieli, a to mój ulubiony kolor!
W następnym korytarzu były większe ozdobne drzwi, za którymi kryła się sypialnia. Gdy ją zobaczyłam, aż zaniemówiłam. Była cała w bieli, a pierwsze co rzucało się duże łóżko, które na oko miało wymiary jakoś 2,30x2m. Po bokach szafki nocne, po drugiej stronie ozdobne meble, wyglądająca na zabytkową toaletka stojąca w kącie, parę ozdób, osobna łazienka i wyjście na mały balkon. Tu było naprawdę ślicznie, jednak to nie koniec niespodzianek bo w pozostałej części apartamentu kryła się druga łazienka, kuchnia połączona z jadalnią i jak na prawdziwy penthouse przystało duży taras, wyglądający niczym ogromny balkon.
I jedyne co poczułam, że to musi być to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz