Luźno zainspirowane pierwszym rozdziałem Totga. Podobieństwo nieprzypadkowe.
~~~~~~~~~
 - Lily! LILIAN! - dochodzi do mnie piskliwy ton mojej matki, która w obecnej chwili potrząsa moim ramieniem. 
Otwieram
  jedno oko, by zobaczyć, że w pokoju panuje kompletny mrok. No nie  
licząc jaskrawego światła wydostającego się z korytarza przez otwarte  
drzwi, które aktualnie mnie oślepia. Staram się zrozumić co się dzieje. 
 Mój wzrok dostrzega, że zegarek elektroniczny wskazuje 01:34. Czy ta  
kobieta sobie ze mnie żartuje? Zakrywam twarz poduszką, jednocześnie  
naciągając na siebie szczelnie kołdrę, przekręcając się na bok. Staram  
się ponownie zasnąć, gdy rodzicielka zrywa ze mnie pościel. Co jest do  
kurwy?! 
 - LILIAN DO CHOLERY! 
Krzywię się na dźwięk mojego pełnego imienia. Jest wkurzona, jeżeli już tak się do mnie zwraca. 
 - Co mamo? - jęczę. 
 -  Jeśli zaraz nie wstaniesz, przegapisz swój lot do Nowego Jorku,  
księżniczko! Wylatujesz za 3 godziny, nie mów, że nie pamiętasz! Dzisiaj
  16 października! - wyłapuję poirytowanie w jej słowach. Można to  
wywnioskować z tego, jak mnie nazwała. Księżniczka. Ugh. 
 - Kurwa mać, dobra, wiem - wstaję pędem z łóżka.
 - Uważaj na słowa, młoda damo! 
Ta, jasne.
Przewracam
  oczami, a ona wychodzi trzaskając za sobą drzwiami. Ostatnimi dniami  
jest taka irytująca. Moja podświadomość w tym momencie pokazuje jej  
środkowy palec, jak i wystawiony język. Uh. Czy typowym zachowaniem dla 
 mam w takich sytuacjach nie powinno być płakanie, bo ich jedyna córka  
się wyprowadza? Nigdy jej nie zrozumiem. 
Pierwsze
  co robię, to kieruję się do łazienki, z wcześniej wybranymi już  
rzeczami. Moje oczy są ledwo otwarte, przyłapuję się na myśleniu, o  
użyciu zapałek, by podtrzymać opadające powieki. Czuję się jak zombie,  
ledwo ciągnę nogi za sobą. To wszystko przez porę, o której zostałam  
wybudzona w tak brutalny sposób. Odprężający prysznic to coś, czego  
potrzebuję i zaraz go biorę. Następnie ubieram się i w ekspresowym  
tempie robię delikatny makijaż. Założyłam dzisiaj na siebie biały tank  
top, zwyczajne jeansy z wyższym stanem. Pamiętam o tym, że może być mi  
trochę zimno, gdyż jest już jesień, więc zakładam jeszcze ciepłą bluzę z
  napisem New York.
Zbiegam  na dół po 
schodach, ciągnąc za sobą dużą walizkę, na dodatek ciężką jak  diabli i 
trzymając w rękach stertę pudeł z moimi rzeczami, które także  zabieram 
ze sobą. Rzucam wszystko na ziemię, potem patrząc na zegarek w  moim 
telefonie. Okey, mam jeszcze piętnaście minut. 
 -  Zrobić ci coś do jedzenia na drogę? Długo posiedzisz na lotnisku.  
Powinnaś mieć siłę. - Mama wydaje się już być milsza. Spogląda na mnie  
smutnymi oczami, stojąc na przeciw mnie, w swoim fioletowym szlafroku i 
 puchatych kapciach. Chyba dociera do niej, że to nasze ostatnie 
spędzone  wspólnie minuty, przed długą rozłąkom. 
Od
  razu grzecznie odmawiam. Jestem już tak blisko celu - ważę 43,2 kg.  
Jeszcze 1,2 i będzie idealnie. Nie mogę tego zepsuć jedzeniem w nocy. Na
  moją odpowiedź przekrzywia głowę, za bardzo nie rozumiejąc. Nie  
zamierza się ze mną kłócić, więc wręcza mi do ręki jabłko. Okey, nie  
zrobię jej przykrości. Biorę mały gryz. 
Pomimo
  lekkiego głodu w brzuchu czuję przyjemne chluptanie, oznaczające moje 
 podniecenie ową sytuacją. Czy może być coś lepszego od usamodzielnienia
  się i przeprowadzki do Nowego Jorku?! Jasne, że nie! To nic, że będę  
mieszkać w akademiku, gdzie pokoje są małe i ciasne, na dodatek bez  
łazienki, a jeden będę dzielić z nieznaną mi osobą. Liczy się to, że  
spełniam swoje marzenia! 
Widzę,  że 
oczy mojej rodzicielki się zaszkliły. Od razu do niej podchodzę i  mocno
 się wtulam w jej ramiona. Pożegnania są najgorsze, nawet jeśli  
ostatnie dni miałyśmy ciężkie. 
 -  
Trzymaj się kochanie. Bądź tam grzeczna, ucz się pilnie i nie choć  
często na imprezy. Kocham cię  - chlipie cicho i pociąga nosem. 
 
 - Ja też cię kocham, mamo. Będę regularnie dzwonić. Przyjadę do ciebie, gdy tylko będzie trochę wolnego. 
Nic
  nie poradzę, że ja też się wzruszam. Będzie mi strasznie brakować 
mamy,  zważywszy na to, że ona jest moją jedyną bliską rodziną. Wycieram
  kciukiem jej łzy z policzka i jeszcze raz się do niej przytulam. 
 -  Jestem z ciebie taka dumna - szepta, zaraz czuję jak całuje mnie w  
czubek głowy. - Nie zapomnij do mnie zadzwonić, jak tylko wylądujesz.  
Będę ci przelewać na kartę kredytową regularnie pieniądze, by ci tam  
niczego nie brakowało. Wiem, że nigdy start nie jest łatwy.
 - Nie zapomnę, obiecuję i dziękuję. Postaram się szybko znaleźć jakąś pracę. 
Tą
  chwilę przerywa klakson, a ja wiem kto już na mnie punktualnie czeka. 
 To Holly, która ma opłacony akademik od tego samego dnia co ja, więc  
lecimy do Nowego Jorku razem. Bardzo mi się to podoba, że mam osobę  
towarzyszącą, szczerze nie wiem jak sama bym się w tym wszystkim  
odnalazła. 
 -  Pa pa, kochanie. Będę 
tęsknić! Trzymaj się!  - Woła za mną mama, gdy  ruszam pełna w bagaże w 
stronę czarnego samochodu rodziców przyjaciółki.  Od razu otwiera mi 
bagażnik, a ja wpakuję wszystko tak jak trzeba.  Wsiadam do pojazdu i 
macham rodzicielce na pożegnanie, zza szyby. Ostatni  raz spoglądam na 
mój ukochany rodzinny dom. Wyjeżdżamy z mojego  podjazdu. 
 -  Cześć, skarbie! - wita się ciepło Holly i od razu daje mi całusa w  
usta. Owiewa mnie zapach jej dziewczęcych, kwiatowych perfum. Gdy trochę
  się odsuwa i chwyta ponownie dwoma rękami kierownicę uśmiecha się  
triumfalnie, widzi, że zostawiła na moich ustach swój błyszczyk, a na  
policzkach pojawiły mi się rumieńce. 
Wiem,
  że ten zwrot "skarbie" i całus nie ma tak do końca tylko  
przyjacielskiego charakteru, jednak tego nie komentuję. Nie przeszkadza 
 mi to jakoś specjalnie, że ona czuje do mnie coś więcej. A może ja po  
prostu boję się jej przyznać, że uznaję ją tylko za przyjaciółkę? Jest  
mi bliska, nie chcę jej stracić, ani zranić. Pomagała mi zapomnieć o  
nim. Wiem, że źle robię nie mówiąc wprost co myślę, ale nic na to nie  
poradzę. Zawsze mam obawy przed konsekwencjami. 
Jedziemy
  około dwudziestu minut na londyńskie lotnisko Heathrow. Z 
samochodowego  radia Holly puściła płytę, na którą nagrała zmieszane, 
nasze ulubione  utwory, co bardzo umila jazdę. Co chwila się wygłupiamy,
 śmiejemy,  tańczymy na siedzeniach i śpiewamy. Zaczyna się nam udzielać
 dobry  humor, dziewczyna wydaje się tak samo podekscytowana jak ja 
naszym  wyjazdem. Jazda mija przyjemnie i szybko, wkrótce Holly parkuje 
przed  lotniskiem. 
Korzystając  ze 
specjalnych wózków na bagaże kierujemy się do wnętrza lotniska.  Stajemy
 przed terminalem odlotów, i gdy widzimy nasz, ruszamy do kolejki  do 
odprawy. Podajemy pracownikowi lotniska bilety i paszporty, a po ich  
sprawdzeniu oddajemy bagaże i otrzymujemy kartę pokładową. Cały proces  
trochę przedłuża się w czasie, ale po około godzinie zajmujemy  
wyznaczone miejsca w samolocie. Siadam przy oknie, a obok mnie zaraz  
Holly. Przed startem udaje mi się szybko wysłać wiadomość Jake'owi, z  
informacją, że za chwilę startujemy i powinnam być na piątą rano już w  
Nowym Jorku. Ugh, nie wiem jak przyzwyczaję się do tych stref  
czasowych. 
 - Idziemy spać? - pyta słodko Holly i podaje mi koc oraz poduszkę otrzymaną od stewardesy. 
 -  Jasne - zgadzam się i opuszczam fotel, wygodnie się usadawiając. 
Trochę  się dziwię, gdy Holly zamiast położyć głowę na swoim oparciu, 
opiera ją  na moim ramieniu i wtula się w moje ciało. To całkiem... miłe
 uczucie,  tak myślę. Nie protestuję i przykrywam nas kocem. 
 -  Panie i panowie, proszę zapiąć swoje pasy bezpieczeństwa, zaraz  
będziemy lądować na lotnisku JFK w Nowym Jorku. - Patrzymy na siebie z  
Holly, a nasze usta rozciągnięte są w gigantycznych uśmiechach. Pewnie  
gdyby nie to, że znajdujemy się na pokładzie samolotu i przypięte  
jesteśmy pasami zaczęłybyśmy piszczeć i skakać z radości, niczym  
pięciolatki. 
Wreszcie lądujemy. Ha, czy tylko ja czuję to amerykańskie powietrze? 
Dobra, ale ze mnie idiotka, ale kogo to kurwa obchodzi? 
Kiedy
  idziemy w stronę postojów busów łapię Holly za rękę, a ona szczerzy 
się  do mnie ochoczo. Dziewczyna wykrzykuje 'Impreza w USA!'*, a ja 
dobrze  wiem o co jej chodzi i zaczynam głośno śpiewać, do czego zaraz 
się  przyłącza. Wszystko w akompaniamencie naszego dzikiego "tańca 
radości".
 -  WYSKOCZYŁAM Z SAMOLOTU NA 
JFK** Z MARZENIEM I MOIM KARDIGANEM. WITAM W  KRAINIE Z NADMIAREM SŁAW. 
CZY SIĘ DO TEGO DOPASUJĘ? KIWAM GŁOWĄ, JAK  YEAH! RUSZAM BIODRAMI, JAK 
YEAH! TAK TO IMPREZA W NOWYM JORKU***!
Śmiejemy
  się głośno, ale przestajemy, gdy zdajemy sobie sprawę, że wiele osób  
się na nas gapi z wyrazem twarzy mówiącym "Co do kurwy, one odwalają?"  
albo "Weźcie zamknijcie mordy". Czerwienimy się, ale zaraz znowu  
wybuchamy śmiechem. 
Weszłyśmy  razem na
 lotnisko i zaczęłyśmy rozglądać się za Jake'iem trzymającym w  ręku 
tabliczkę z naszymi imionami. Na mojej twarzy od razu pojawił się  
szeroki uśmiech, gdy go zobaczyłam. Nie trudno było go znaleźć na tle  
innych normalnych  ludzi, którzy nie krzyczeli, nie skakali i nie  
wymachiwali rękoma jak wariaci. Szybko do niego podbiegłam.
Rzuciłam
  się w ramiona Jake'a, owijając nogi na jego biodrach, a on okręcił się
  dookoła. We dwoje piszczymy jak trzyletnie dzieci. 
 - Cześć, sukoo! 
 - Hej, hej, hej! - odpowiedziałam podekscytowana. 
 -  Ja pierdziele, jakaś ty lekka. Czy ty cokolwiek jesz? - stwierdził, 
gdy  stawiał mnie na ziemię. Moja podświadomość cmoknęła z zachwytu,  
okręciła się dookoła niczym baletnica i uśmiechnęła się triumfalnie -  
widać postępy w mojej wadze, yea! 
Holly
  także przywitała się z chłopakiem. Właśnie zdałam sobie sprawę, że  
Jake'owi towarzyszą dwie osoby, które przyglądają się temu wszystkiemu. I
  jedną z tych osób jest nasz Harry! 
 -
  No wreszcie jesteś, Lils! Witaj w NY! - uściskał mnie wesoło i posłał 
 ten swój firmowy uśmiech z dołeczkami. - Nie wiesz ile na ciebie  
czekaliśmy! 
Wow,  trochę się zmienił. 
Zapuścił nieco włosy, mam wrażenie, że jest  bardziej umięśniony, a na 
jego rękach przybyło więcej tatuaży.  Zauważyłam na jego lewym 
nadgarstku małą literę L. Wydało mi się to  takie słodkie, wiadomo, że 
chodzi o Louisa! Aww!
Zwróciłam  swoją uwagę
 na chłopaka, stojącego z boku, który cały czas uśmiecha się  do mnie 
miło. Jest trochę niższy od Harry'ego. Jego lokowane włosy tak  bardzo 
kojarzą mi się z tymi Harry'ego, a są one w odcieniu brązu, z  jasnymi 
pasemkami. Ma zawiązaną bandamkę na czole, a na nią opada  grzywka. 
Ubrany jest w luźny top z logiem Arctic Monkeys (wow, uwielbiam  ich!) i
 wąskie, ciemne rurki. Głębokie dołeczki dodają mu niesamowitego  uroku.
 Trzeba przyznać - jest słodki. 
 
 - Cześć - podaje mi rękę. - Jestem Ashton. Ashton Peters.
 
 -  Lily Collins - także się przedstawiam. - Miło cię poznać - 
uśmiechnął  się szeroko, a jego dołki w policzkach są takie głębokie!
 
 - Rozumiem, że będziemy razem studiować? 
 
 - Tak. - wyszczerzył się. 
  
 -  Wpadłem na pomysł suuki, żebyśmy poszli do jakiegoś baru napić się, 
 zanim odwiozę was do akademika i zapadniecie w sen na całą resztę dnia.
  Co wy na to? - odezwał się Jake, kierując pytanie do mnie i Holly.
 
Wzruszyłam
  ramionami i zgodziłam się. Podobnie reaguje dziewczyna, pewnie dla  
kolejnej okazji, by trochę się upić. Okey, wiem, że to nie mądre pić  
rano, bo pewnie upije się już dwoma mocnymi piwami ze zmęczenia, ale  
chcę trochę czasu spędzić ze znajomymi, zanim rzeczywiście pójdę spać.  
Muszę wykorzystać czas, póki nie uderzy we mnie zmęczenie podróżą. 
 
Tak
  więc po zabraniu naszych bagaży, pojechaliśmy do najbliższej knajpki, 
 oddalonej jedynie ulicę dalej od lotniska. W między czasie zdążyłam  
zadzwonić do mamy i powiadomić ją o tym, że bezpiecznie dotarłam na  
miejsce. Obiecałam, że jutro, gdy już się całkowicie zadomowię w nowym  
mieście zadzwonię do niej i trochę po opowiadam jej jak sobie radzę. 
 
Podczas
  jazdy dowiedziałam się, że Ashton jest współlokatorem Jake'a, czyli  
mieszka z nim i innymi chłopakami w domu bractwa, że jest perkusistą i  
uwielbia grać w piłkę nożną i dlatego też wybrał uczelnię NYU, ponieważ 
 zapewniają fajny profil dla piłkarzy. Wyjawił mi ciekawostkę, że 
podczas  imprez dość często zdarza mu się grać na perkusji, a wszystkim 
to się  podoba. Opowiedział mi, że mieszka już od dwóch lat w Nowym 
Jorku, a  wprowadził się do domu bractwa około trzy miesiące temu. 
Zdziwiłam się,  że już tak długo tam zamieszkuje, ale zaraz to 
zrozumiałam, ponieważ  możliwość mieszkania w tym domu jest już od 
czerwca - wyjaśnił.  Zapytałam się, czy lubi Arctic Monkeys, wnioskując 
tak po jego koszulce,  a on to potwierdził i to jest naprawdę super, bo 
mamy kolejny temat do  rozmowy. Zainteresował mnie tematem zbliżającego 
się koncertu zespołu  tutaj w Nowym Jorku i obiecał, że mnie na niego 
zabierze. Wow, już go  uwielbiam! Świetnie mi się z nim gawędzi, co 
chwila żartuje, a jego  śmiech jest teraz jednym z moich ulubionych 
dźwięków. 
 
Wypiłam  dwa duże 
kufle piwa, a teraz dopijam trzeci. Nie żebym je w ogóle  lubiła. Język 
trochę mi się plącze, ale jest okey! Powinnam posłuchać  Jake'a, że na 
sam początek lepiej zjeść, bo tak szybko się nie upiję,  ale liczy się 
moja linia. Nie mogę się teraz roztyć. 
 
 -  A co u ciebie Herri? Co z Louisem? - pytam chichocząc, na co loczek 
się  szczerzy. Wiem, że jestem teraz obiektem śmiechów, ponieważ jedyna 
 jestem pijana. No może jeszcze Holly jest trochę wcięta, ale ona zjadła
  chociaż sałatkę z kurczakiem! Oby dwie mamy takie słabe głowy... Mimo 
 wszystko Ashton chyba nie zmienił o mnie zdania. Tyle dobrze. Nie chcę,
  by myślał, że jestem głupia, a wręcz pusta!
 
 -  Wszystko po staremu. Z Louisem układa mi się świetnie, tylko nie  
zdecydował się ze mną zamieszkać. Mieszka w domu bractwa, gdzie pełno  
facetów, a ja umieram z zazdrości. - Widzę, że chłopak trochę  
posmutniał. - Kazał ciebie przeprosić, że nie mógł cię razem z nami  
odebrać. 
 
 - A  czemuż to nie 
chciał z tobą zamieszkać? Tak w ogóle Jake wspominałeś, że  żaden gej z 
tobą nie mieszka, ty kłamco! - karcę go, ale on zaraz cicho  dodaje, że 
chodziło mu o tych wolnych, którzy chcą się pieprzyć. Jezuu.  Co on jest
 jakąś seks-maszyną czy jak?
 
 - Krępuje go mieszkanie ze mną i jednocześnie moją siostrą. A ja jej przecież nie wyrzucę z naszego wspólnego domu. 
 
W tym momencie prawie wyplułam piwo, które miałam w buzi. 
 
 -  Czy ty, kurwa, masz siostrę i mi nigdy o tym nie powiedziałeś?! -  
oburzyłam się. Dwie osoby obok mnie wybuchły śmiechem, też prawie się  
zachłysnęli. 
 
Harry wydaje się trochę podenerwowany, gdyż drapie się po karku. 
 
 -  Eee, tak? - marszczę brwi. Zła zagrywka Styles. - Ale wiesz co?  
Opowiadałem jej czasem o tobie i ona koniecznie chce się z tobą  
zobaczyć! Całkowicie o tym zapomniałem! Mówiła, że mam cię z nią poznać 
 jak najszybciej, więc powiedziałem, że przyjeżdżasz dzisiaj i pewnie  
będziesz wykończona, ale jutro... 
 
 -  Tak! Chcę się z n-nią spotkać jutro! Przekaż j-jej! - zaczynam 
czkać,  kurczę. Chyba za dużo alkoholu, jak na dzisiaj. Ludzie, dopiero 
wybiła  szósta rano! 
 
Widzę  
kątem oka, że Holly oparła czoło o blat i chyba odleciała. A widzicie,  
nie jest ze mną, aż tak tragicznie! Są gorsze przypadki!
 
Harry śmieje się z moich słów, ale coś mi się wydaję, że to przez tą "pijańską czkawkę". 
 
 -  Jak twoja siostra ma na imię? - jezu, mój głos jest taki piskliwy, 
że  aż w tym stanie mi to przeszkadza. Pewnie na trzeźwo krwawiłby mi  
uszy...
 
 - Gemma,  ale nie daj się 
jej zwieść tym sztuczkom, to diablica! - czy mi się  zdaje, że Ashton 
się zaczerwienił? I dlaczego odwrócił wzrok? Hm... -  Potrafi być 
złośliwa. - dodaje loczek i mruży oczy.
 
 - Harry, ona jest złośliwa tylko dla ciebie. - zanosi się śmiechem Jake. 
 
W
  końcu uderza we mnie fala alkoholu, obraz przed moimi oczami jest 
nieco  zamglony, głosy są jakieś przyciszone, nie docierają do mnie 
prawie  wcale. Mimo wszystko chce mi się śmiać, tańczyć, ale jestem 
kompletnie  wyczerpana, a Holly już dawno odpadła. Chłopaki zauważają, 
że "za bardzo  zabalowaliśmy" i teraz miny mają gorzkie, jakby coś 
przeskrobali.  Chłopcy, skąd te wyrzuty sumienia? Ja bawię się cudownie!
 Harry drapie  się po karku, Ashton stara się przekonać Jake'a, że 
pomoże mu nas  odwieść, a on teraz w skoncentrowaniu stara się coś 
wymyślić. Od kiedy  Jake myśli? Nie wiedziałam, że on ma chociażby gram 
mózgu. Zaczynam  chichotać sama do siebie. Nie jestem w stanie nawet 
stwierdzić, czy  dalej siedzę na tej skórzanej kanapie barowej, czy może
 już na niej  leżę. Ja pierdziele, jak można tak szybko się upić? Oni na
 pewno dodają  coś do tego piwa! - śmieję się sama do siebie z mojego 
spostrzeżenia.  Zmiana klimatu i picie o szóstej rano, choćby bez 
śniadania robi swoje. 
 
Z  tego 
co zrozumiałam Jake chce pomocy Ashtona, bo wyłapałam zdanie "nie  dam 
rady ich dwóch zameldować w akademiku i odprowadzić do pokoi". Kurwa  
mać! Resztki zdrowego rozumu się do mnie odzywają. Jak ja do cholery  
mam w takim stanie zameldować się w akademiku? Uznają mnie za  
niepoważną! A co jeśli nie będą chcieli dać mi klucza?! Boże, co za  
wstyd! Spanikowana staram się podnieść z tej głupiej kanapy, ale  
kompletnie nie wiem co to ma na celu. Skutek tego jest taki, że Harry w 
 ostatniej chwili mnie łapie, zanim upadam, przez stracenie równowagi. 
Ja  pierdole. Kręci mi się w głowie i mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
 
 
 -  Boże, tak was przepraszam.
 Jake, Jake jak ja się dostanę do akademika?  Nie dam rady się 
zameldować. Katastrofa! - dostaję napadu paniki, a to,  że w mojej krwi 
panuje alkohol nic nie ułatwia. Bełkoczę coś pod nosem.  Jezu, cały 
świat wiruje mi przed oczami! Boję się, że przez mój stan nie  będą 
chcieli dać klucza do pokoju, narobię sobie wielkiego wstydu. 
 
Kończy
  się na tym, że Jake zanosi mnie do samochodu Harry'ego. Nawet nie 
wiem,  jak jestem w stanie to analizować. Ashton robi to samo z Holly i 
 usadawiają nas na wpół leżąco. Po co? Nie mam pojęcia. Rozumiem jedynie
  to, że dzięki zaciemnionym szybą nie będziemy mieć nieprzyjemności,  
przez nie zapięcie pasów. Jakbym je zapięła, a one zacisnęłyby się na  
moim brzuchu pewnie bym zwymiotowała. Zaraz Jake tłumaczy mi, że do  
akademika stąd jest około czterdzieści minut drogi, więc jeśli teraz  
zasnę, trochę wytrzeźwieję. Słucham się go i zaraz zapadam w sen. Ma na 
 to wpływ moje zmęczenie, które wreszcie dało się we znaki. 
 
Zostaję wybudza ze snu, kiedy Jake potrząsa moim ramieniem. 
 
 - Wstawaj pijana sukoo! 
 
 - Ugh, stól pysk, kutasie... - bełkoczę. Moja głowa pęka. 
 
 -  Jezu, dojechaliśmy marudo. Jesteś w stanie normalnie pogadać?  
Orientowałem się i mi na pewno ta ruda pizda nie da kluczy do waszych  
pokoi. Ale jeśli już mnie wyzywasz, to dobry znak - słyszę rozbawienie w
  jego głosie, ale gdy wspomina o recepcjonistce jest poirytowany. Ruda 
 pizda? Ha, ha. Musiał wstać się z nią w ciekawą konwersację, znając  
Jake'a Geja Bass'a. 
 
 - A mam jakiś wybór? - pytam retorycznie zrezygnowana i wykończona, a w oczach chłopaków widać współczucie i rozbawienie. 
 
Udaje
  mi się wygramolić z samochodu, a raczej prawie z niego wypaść. Na 
pewno  nie można nazwać tego gracją. Zauważam, że dalej jest pochmurnie,
 co za  tym idzie jest ciemno, jakby była czwarta rano. Yh. Kręci mi się
 w  głowie jak cholera, na pewno alkohol jeszcze ze mnie nie wyparował w
 stu  procentach. Nie wierzę swojemu głosowi, mam straszną chrypkę. Na  
dodatek ledwo trzymam się na nogach, zataczając się praktycznie! Ledwo  
podchodzę do bocznego lusterka i prawie dostaje ataku serca. Kuźwa, jak 
 ja wyglądam! 
 
 -  Wyglądam jak 
alkoholiczka!! - wściekam się i próbuję doprowadzić moje  włosy do 
porządku i domazać jakoś rozmazany makijaż. Na moje cienie pod  oczami i
 resztę niedoskonałości nie jestem już w stanie nic zrobić. 
 
 - Może nią jesteś... - żartuje Jake, a kiedy kopnęłam go w kostkę zaczyna się przeraźliwie śmiać, jak to ma w zwyczaju. Kretyn.
 
Teraz
  do mnie dociera, że stoimy na terenie kampusu. Wow... rozglądam się  
dookoła. Cały wielki budynek jest z czerwonej cegły i wydaje się  
naprawdę stary, co za tym idzie ciekawy. Jest tu parę bram, oznaczonych 
 od A do E. To musi znaczyć, że jest tu strasznie dużo pokoi  
akademickich. Ale co się dziwić, NYU jest popularną uczelnią. Dookoła  
jest bardzo zielono, trawa jest równo ścięta, ktoś także musi dbać o  
pozostałą roślinność i pięknie rozsadzone kolorowe kwiaty. Nad główną  
bramą pomiędzy tą o nazwie B i C pnie się bluszcz i dalej, w stronę  
pozostałych bram. Teren oddzielony jest ozdobnym płotem, a trochę dalej 
 znajduje się parking, na którym właśnie stoimy, ale jest na tyle 
blisko,  że jestem wszystko wstanie zobaczyć ze szczegółami. Na samym 
środku  ogromnego pola, widnieje fontanna, dodająca uroku całemu 
miejscu. Wokół  niej jest wyłożona droga kostką brukową, więc kiedy chce
 się przejść do  którejkolwiek z bram można przejść koło fontanny. 
Jeszcze raz wow!  Bardzo mi się tu podoba (nadmiar podekscytowania z 
wiadomych względów,  przez które teraz ledwo chodzę). Pomimo faktu, że 
pewnie często będzie  się tu kręcić pełno osób od kiedy rozpocznie się 
nauka, miejsce jest  takie magiczne. Aż nie wierzę, że będę tu mieszkać.
 Tak w ogóle już jest  trochę tłoczno. Zostały tylko trzy dni do 
rozpoczęcia nauki, studenci  przybywają. Zliczyłam już siedem osób, 
które zmaga się ze swoimi  bagażami, by je jakoś dostarczyć do swoich 
pokoi.
 
Zauważam,  że Holly także 
wstała. Wygląda podobnie jak ja, nie no, my nie  wyglądamy... Razem 
ruszamy do głównej, największej bramy. Muszę  asekurować dziewczynę, bo 
ma na sobie koturny. Nie ma dużej kolejki do  recepcji, przed nami stoją
 jedynie dwie osoby, więc to mnie jakoś  uspokaja. 
 
Staję
  przed starszą (rzeczywiście rudą) kobietą. Muszę wcześniej zaprzeć się
 o  blat, by przypadkiem tu nie upaść i się nie upokorzyć. Na pierwszy 
rzut  oka widzę, że nie jest zbyt miła. Pretensjonalnym tonem odpowiada 
mi  głupie 'dzień dobry'! Proszę ją o udostępnienie mi klucza do pokoju,
 a  następnie podaje jej mój dowód osobisty. Wpisuje moje dane do 
komputera,  odhacza coś na ankiecie, podaje mi klucz z breloczkiem 
przedstawiającym  logo NYU i mapę kampusu. Oczywiście krzywa mina nie 
opuszcza jej  pomarszczonej twarzy. Przyłapuję się na myśleniu, że mam 
ochotę rozwalić  jej głowę o najbliższą ścianę, ale dalej (fałszywie) 
grzecznie  uśmiecham się. Na koniec patrzy na mnie osądzającym wzrokiem,
 a ja  powstrzymuję się od pokazania tej kobiecie środkowego palca.
 
 - Do widzenia, miłego dnia. - staram się być kulturalna. 
 
 - Ta, jasne. - odburkuje. 
 
Ah, pieprz się suko. 
 
zegnam
  się szybko z Holly, tłumacząc, że jestem padnięta i ledwo trzymam się 
 na nogach (dosłownie!). Ona to rozumie, bo czuje się podobnie. Proszę 
ją  jedynie, by napisała mi później jaki dostała pokój, bo jestem 
ciekawa  czy będziemy mieszkać daleko od siebie, jeśli tak to można 
nazwać, bo  przecież wszystko jest na jednym kampusie. Zgadza się i na 
pożegnanie  całuje mnie w policzek. Przekleństwo Jake'a zwraca na mnie 
uwagę, więc  dość szybko - na ile pozwala mi mój stan - ruszam przed 
wejściową bramę.  Stoi tam razem z Ashtonem, ledwo radząc sobie ze 
wszystkimi walizkami.  Wyglądają przekomicznie, wszytko ciągnąc za sobą.
 Pewnie Jake by mnie  zabił, jakbym zaczęła się śmiać, więc zachowuję 
kamienną twarz.
 
Ashton  ma za 
zadanie pomóc Holly dotrzeć do dobrego pokoju, a mną zajmuje się  Jake. 
Razem jakoś radzimy się z moim bagażem. Ja wzięłam swoją torebkę,  jedną
 walizkę, i dwa dość małe pudła, a Jake całą resztę. No co? On jest  
mężczyzną, więc on jest tragarzem. 
 
Przydzielono
  mi pokój B105. Wraz z brunetem jedziemy windą na drugie piętro, według
  instrukcji na mapie, a następnie udajemy się w głąb długiego jak 
diabli  korytarza. Nie obyło się bez ciągłego narzekania Jake'a. 
 
 - Jezu, Pieprzony, Chryste, co ty masz w tych kartonach? Cegły?! - jęczy, już dysząc, jakby przebiegł maraton.
 
 - Idź nie marudź - burczę, na co przewraca oczami. 
 
Patrzę na małe tabliczki z numerami pokoi. 99... 101... 103... 
 
 - Okey, mam! 105! 
 
 - Uff, nareszcie. 
 
Odkładam
  wszystko na ziemie przed sobą, przetrzepując kieszenie w poszukiwaniu 
 klucza. Mam! Wkładam klucz w zamek, a następnie go przekręcam. Jakoś 
nie  wiem dlaczego czuję podniecenie i wstrzymuję oddech. Jestem taka  
ciekawa jak wygląda wnętrze pokoju. Otwieram drzwi. Dziwię się trochę,  
bo światło jest już zapalone. Ciekawość bierze górę i pośpiesznie  
wchodzę do wnętrza, zapominając, że wcześniej położyłam pudła pod swoimi
  nogami. Nie zdążyłam się nawet złapać framugi drzwi, przez swoją słabą
  koordynację ruchową i z wielkim hukiem upadłam na próg pomieszczenia. 
 
Ałć. Kurwa.
 
Ałć. Kurwa.
Natychmiast
  rozbrzmiewa przerażająco głośny śmiech Jake'a. Zanosi się nim, prawie 
 dusząc. Nie jestem w stanie się odwrócić, ale dam sobie rękę uciąć, że 
 pewnie zgięty wpół trzyma się za brzuch i zaraz się posika. 
 
Coś
  mnie podkusiło, żeby podnieść wzrok. O nie... Chyba wolałabym nie  
wiedzieć, że ktoś jeszcze znajduje się w środku tego cholernego pokoju! 
 Czemu to zawsze ja muszę się upokorzyć?! 
 
Przede
  mną, a dokładniej przed otwartym na oścież oknem stoi średniego  
wzrostu, bardzo ładna blondynka paląca papierosa, z szeroko otwartą  
buzią i zdziwieniem wypisanym na twarzy. Jednocześnie jej wygląd  
oszałamia i przeraża... Nie wygląda na zbyt miłą, zaraz marszy brwi na  
mój widok. Ma okrągły kolczyk w nosie, tunele w uszach i jeden kolczyk  
pod dolną wargą, z tego co pamiętam jego nazwa to labret. 
 
 - Co do kurwy? - przemawia lodowata piękność. 
 
Teraz
  naprawdę się dziwię, bo zgasza na popielniczce papierosa i też zaczyna
  się śmiać! Ale nie jest to jakie wredne wyśmiewanie mnie, czego 
bardziej  oczekiwałam patrząc na jej wrogą postawę. Ona była po prostu 
rozbawiona  moim specyficznym, nagłym wejściem, co było bardziej 
wleceniem do  pokoju. 
 
Ociera  
łzy z twarzy i podaje mi dłoń. Pomaga mi wstać, za co dziękuję i się  
czerwienię. Blondynka patrzy na mnie z szerokim uśmiechem.
 
 -  Dziewczyno, to było niezłe wejście. Pierdolnięcie, raczej! - 
Chichocze.  - Moją pierwszą myślą było to, że ktoś mi się włamał do 
pokoju! 
 
Nic nie poradzę na to, że także zaczynam się śmiać. 
 
 -  Nie, to tylko niezdarna ja. Cóż, niezdarność to moje drugie imię - 
jak  na zawołanie trochę się zakołysałam, a ona odruchowo złapała mnie 
za  ramię, by uchronić przed kolejnym upadkiem.
 
 - Woah, kurwa, czy ty coś dzisiaj piłaś? - pyta bezpośrednio, co niespecjalnie mnie dziwi. 
 
 -  Nieźle się najebała, wręcz - wtrąca się Jake, który dosłownie wkopał
  moje wszystkie walizki i pudełka z korytarza. Zpiorunowałam go 
wzrokiem,  a on tylko wzruszył ramionami. 
 
 -  Drugi współlokator? - pyta zdziwiona dziewczyna. - Widzę, że jesteś 
 gejem, ale czy to cię usprawiedliwia do mieszkania z laskami? Pojebało 
 ich na tej recepcji? - nie wiem czemu, ale jej mina kojarzy mi się ze  
zdegustowaniem. Wybucham głośnym śmiechem. Oj, potrafi być wredna.
 
 - Nie martw się kochanie, mam już gdzie mieszkać - macha na nią lekceważąco dłonią. Dziewczyna przewraca oczami. 
 
 -  Tak w ogóle jestem Sophie Henderson, ale wolę, jak mówią na mnie 
Soph. -  podaje najpierw mi dłoń, potem Jake'owi. Mi także się 
przedstawiamy. 
 
 -  Muszę się z 
wami pożegnać, suki, ale jestem padnięty - mówi Jake, a  Soph otwiera 
buzię, z powodu tego, jak ją nazwał. Zaraz ją uspokajam, że  Jake nie 
miał nic złego na myśli. Mam wrażenie, że w tej chwili mogłaby  dać mu w
 twarz. Wygląda na taką laskę, która potrafi porządnie dokopać i  
jeszcze dowalić odpowiednim tekstem. Co prawda na początku mnie  
przeraziła, ale teraz myślę, że się dogadamy.
 
 -  Do zobaczenia później? Możemy umówić się na kawę, czy coś? I mogę  
pokazać ci okolicę. Jakby coś się działo, dzwoń! A, zapomniałbym. Za dwa
  dni jest wielka impreza w moim bractwie i cię na nią zabieram i to bez
  dyskusji! Twoja sukowata współlokatorka także jest zaproszona!
 
Jake
  najnormalniej w świecie wychodzi. Patrzę na Sophie i wzruszam  
ramionami. Mam chwilę, by rozejrzeć się po pokoju. Nie jest zbyt duży,  
ale też nie za mały. Jak na nas dwie wystarczy. Dwa łóżka piętrowe  
postawione są przy ścianach, podobnie jak biurka. Posiadamy po swojej  
szafie i dużym oknie. Jest okey. Myślę, że będę musiała wybrać się na  
jakieś zakupy po dodatki, bo jakoś tu pusto. Po stronie dziewczyny wiszą
  plakaty z jakimiś rockowymi i punkowymi kapelami. Na krześle od biurka
  porozwalane ma rzeczy, których pewnie nie chciało jej się chować do  
szafy. Nie żeby mi to przeszkadzało. 
 
 - Też jesteś na pierwszym roku? Na jakie zajęcia się zapisałaś? - pytam ciekawa.
 
 -  Tak, też ze mnie pierwszak. Wybrałam francuski i psychologię, ale  
pewnie jeszcze coś mi się odwidzi. Jestem chyba jedyną osobą na tej  
pieprzonej planecie, która studiuje, ale nie wie co! Nie no, myślę, że  
chciałabym być psychologiem. A ty?
 
 -
  Literaturę, teatr i taniec i to właśnie z niego chcę mieć dyplom.  
Uczelnia oferuje fajny profil dla tancerzy w tym roku, podobnie jak dla 
 piłkarzy. Jak się nie uda, mogłabym pracować w wydawnictwie. Lubię  
pisać. 
 
Dziewczyna kiwnęła z uznaniem głową.
 
 - Na codzień pijesz o siódej rano? - żartuje. Mój telefon wskazuje 7:28. 
 -  Na co dzień o siódmej w wolny dzień wstajesz, by zapalić? - odbijam 
 piłeczkę, ale zaraz dodaję. - Poprawka, była szósta. Nie, nie piję o 
tak  wczesnym porach. Jake wpadł na pomysł, by jakoś uczcić mój przyjazd
  pójść do knajpy, zanim zaszyję się w pokoju na parę dobrych godzin by 
 odespać. Wiesz jak to jest, zmiana tego całego klimatu, picie z rana, 
na  dodatek o pustym żołądku - wzruszam ramionami. - W każdym razie, nie
  polecam! 
 
- Będę pamiętać. A i także poprawka, nie mam dnia wolnego, bo właśnie za półtorej godziny mam pracę. 
 
 -  Och, a jaką pracę? - pytam zaciekawiona. Ja także muszę czegoś  
poszukać, by nie korzystać ciągle z pieniędzy matki. Rzeczywiście, teraz
  zauważam, że jest w pełni ubrana i pomalowana. 
 
 - Jestem kelnerką. To nie praca moich marzeń, ale trzeba jakoś zacząć. 
 
 - Rozumiem. Nie będzie ci przeszkadzać, jak przebiorę się w piżamę? Jestem wykończona, a jedyne o czym marzę, to łóżko! 
 
 - Nie ma problemu. Skoczę szybko do łazienki. 
 
Przebieram
  się w ekspresowym tempie w moje długie spodnie od piżamy i większy  
T-shirt. Nie dam nawet o to, by zmyć makijaż. Ubrania, które ściągnęłam z
  siebie kładę poskładane w kostkę na biurku i wskakuję do łóżka. Siadam
 w  siadzie skrzyżnym i otulam się pościelą, czekając na powrót Soph. 
 
 -  Wybacz mi, posprzątam jak tylko wstanę, ten cały burdel, który 
zrobił  Jake. Nie mam po prostu siły. - tłumaczę się, patrząc na moje 
pudła  porozwalane na  środku. 
 
 - Jasne, nie ma sprawy. Kurwa, nie bądź taka spięta, Lils - widzę, jak poprawia makijaż. 
 
Podoba mi się ten zwrot. Dzisiaj słyszę go już drugi raz. 
 
 - Uh, postaram się. - uśmiecham się przyjaźnie. - To wszystko przez ten cholerny ból głowy. 
 
 -  Obiecuję ci, że zostawię ci jakieś tabletki. Na pewno, gdy się 
obudzisz  będzie jeszcze gorzej, znam to! Tak w ogóle skąd jesteś? Masz 
taki  fajny akcent. 
 
 - Dzięki. Z Wielkiej Brytanii. Do tej pory mieszkałam w Londynie. A ty? 
 
 - Wcześniej mieszkałam w Seattle. 
 
 -  Nawet nie wiesz, jak przeraziłaś mnie swoim widokiem. Wydajesz się 
taka  zimna, sukowata. Przepraszam cię jeśli cię uraziłam, kurwa! - mam 
 ochotę się uderzyć w czoło. Paplam jak nakręcona. Jezu, ja już nigdy 
nie  wezmę alkoholu do ust...
 
Znowu się dziwię. Ona wybucha śmiechem. Czy wszystko co robię i mówię, jest takie zabawne?
 
 -  Jest okey. Nie jesteś pierwszą osobą która mi to mówi. Ale to byłoby
  kiepskie, jakbym była taką suką jak na co dzień, dla mojej nowej  
współlokatorki. W dodatku przydałaby mi się przyjaciółka. - uśmiecha się
  ciepło, co nie pasuje do jej wizerunku sukowatej laski. Naprawdę taka 
 jest? Po tym jaka miła jest dla mnie trudno będzie mi w to wszystko  
uwierzyć. 
 
Kładę  się, otulając 
pościelą. Mam tyle pytań do Soph, ale moje oczy  automatycznie się 
zamykają. Bardzo mi miło, że chce, byśmy się  zaprzyjaźniły. 
 
 -  Muszę lecieć, bo się spóźnię. Mój szef to kompletny kutas, nie 
podaruje  mi choćby pięciu minut. Widzę, że zasypiasz. Śpij dobrze, będę
 około  piętnastej! Mam nadzieję, że będziesz chciała jeszcze pogadać! 
 
 -  Soph! - wołam jeszcze za nią, bo coś mi się przypomniało. Blondynka 
 pojawia się w progu, marszcząc czoło. - Czemu mam wrażenie, że z  
Jake'iem już się znacie? 
 
Wzrusza ramionami.
 
 -  Większość osób tu się już zna, Lils. Byłam na paru imprezach w ich  
bractwie. Jake chyba za mną nie przepada, bo weszłam mu raz do łazienki,
  kiedy jakiś facet robił mu loda - mówi to tak naturalnie, jakby to  
widziała na co dzień. Cóż, może tak wyglądają te popularne, studenckie  
imprezy w bractwach? 
 
 - Oh, okey. Przepraszam, że cię zatrzymałam. Pójdę spać. 
 
 - Do zobaczenia!
--------------------------------
Obudziłam
  się około osiemnastej. Tak jak myślałam, straciłam cały dzień na  
spanie. Ból głowy był nie do zniesienia, ale tabletka od Soph pomogła  
błyskawicznie. Gdy wstałam moja współlokatorka zawzięcie z kimś  
sms'owała. Jak się okazało ze swoim byłym - to wyjaśnia te wszystkie  
przekleństwa kierowane w stronę wyświetlacza. 
 
Wybrałyśmy
  się razem na zakupy, do najbliższej galerii handlowej. Kupiłam do  
pokoju parę ozdób, więc teraz będzie u nas całkiem ładnie. Teraz  
kierujemy się do Starbucksa. Zajęłyśmy wolne miejsca, wpierw zamawiając 
 dwie latte. 
 
 -  Muszę ci 
powiedzieć, że nawet kiedy nie pijesz jesteś strasznie  niezdarna - 
chichocze Soph. Wspomina moje potknięcie się na ruchomych  schodach, z 
przed pięciu minut.
 
 - Nie śmiej się ze mnie, noo. - jęczę opierając brodę na pięść. 
 
 - Okey, okey, nie spinaj się. Nie mogę się już doczekać targów zajęć, a ty? - mówi podekscytowana. 
 
 - Targów czego? Boże, czy tylko ja jestem taka nieogarnięta z tym wszystkim? 
 
 -  Po tym oficjalnym gównie, które rozpocznie rok studencki na dworze 
będą  stoiska oferujące zapisanie się na dodatkowe zajęcia. Każde 
stoisko ma  swoje własne zajęcie. Można się tam zapisać do drużyny 
piłkarskiej NYU,  co za tym idzie także do cheerleaderek. Chciałabyś? 
Jest tam pełno  innych możliwości, ale te akurat zapamiętałam. 
 
 - Oficjalne gówno - świetnie to ujęłaś. Byłam cheerleaderką w ostatniej klasie liceum, ale to był kąpletny nie wypał, bo przez mojego chłopaka nie chodziłam na większość treningów. 
 
 - Masz chłopaka? - Kurwa mać. 
 
 - Miałam.
 
 - Uh, mogę zapytać co się stało? 
 
 - Okazał się być dupkiem, bo kiedy usłyszał, że planuję wyjechać tu na studia, zostawił mnie. 
 
 - Kutas! 
 
 -  Mhm, trochę - ja pierdole, czemu my o nim gadamy? Nie wiem, ale 
czuję  potrzebę porozmawiania z kimś o tym. - Soph, ja byłam pewna, że 
on mnie  kocha, rozumiesz? Miał pewne urazy z przeszłości, zarzekał się,
 że  miłość to gówno i zdarza się tylko w filmach i nudnych książkach.  
Robiłam wszystko, by pokazać mu, że można kochać. Bał się, że zostanie  
zraniony. Ale nawet nie wiesz jakie to było uczucie, kiedy wreszcie  
wyznał mi, że mnie kocha! 
 
 -  
Ale miał rację mówiąc, że miłość to gówno. Kiedy jesteśmy zakochani  
stajemy się inni, miłość powoduje zmiany, a kiedy się kończy, my już  
niemamy na nic sił. Ale jednak kiedy jest szczęśliwa dodaje skrzydeł,  
powoduje, że widzimy świat przez różowe okulary. To jest zdrowo  
popierdolone. - wzdycha, popijając łyk swojego napoju. 
 
 Soph  dobrze to ujęła. Kiedy jesteśmy zakochani stajemy się inni. Może 
 dlatego nie widziałam jaki Niall jest naprawdę? Teraz nie jestem w nim 
 zakochana. Nie. 
 
 - Będzie z ciebie świetny psycholog, nie zdajesz sobie z tego jeszcze sprawy. 
 
Kiedy wracamy do domu Holly bombarduje mnie sms'ami. Ugh, ile można? 
 
 -  Co się dzieje? Widzę, że jesteś wkurwiona - boże, jak ona potrafi  
wszystko z człowieka wyczytać. Byłam pewna, że nie daję tego po sobie  
poznać. Powiedzieć jej o mojej przyjaciółce-lesbijce która nie daje mi  
spokoju, przez swoją zazdrość? 
 
 -  Oh, dziewczyna, którą uznałam za swoją przyjaciółkę jest lesbijką i 
 jestem przekonana, że coś do mnie czuje. Nie może się ode mnie odkleić,
 a  to strasznie przytłacza, bo ja chyba nie czuję tego samego. Myślę, 
że  jestem hetero. A ona właśnie przedstawia mi swoje akty zazdrości! 
Ugh. 
 
 W powietrzu rozbrzmiewa jej śmiech. 
 
 - Nie śmiej się, suko! Ona jej zazdrosna o ciebie, bo zamiast spotkać się z nią, byłam na zakupach z tobą! 
 
 -  Może mam do niej zadzwonić i oznajmić wszem i wobec, że nie jestem 
na  sto procent lesbijką i nie chcę cię wykorzystać seksualnie w naszym 
 pokoju? 
 
 - Nie,  ha, ha! Jeśli
 jesteśmy już na temacie wykorzystywania seksualnego czasem  mam obawy, 
że ona mnie kiedyś czymś odurzy i wykorzysta. To straszne.  Okey, jest 
naprawdę seksowna, szczególnie wtedy, gdy zakłada te wysokie  obcasy, a 
ja nie mam nic przeciwko całowaniu się z osobą tej samej płci.  Ale to 
mnie przerasta. Nie jestem gotowa, by ją zranić. Ona wydaje się  taka 
zadurzona we mnie!
 
W  mojej głowie panuje 
jedna myśl. Moje serce należy tylko do jednej  osoby, ale ona mnie nie 
chce. To smutne, ale nie mogę się rozpłakać.  Jestem silna od tak dawna,
 dam radę! 
 
 - Popełniasz błąd nie mówiąc jej tego. Ona robi sobie jeszcze większą nadzieje. 
 
 - Masz rację... - wzdycham. 
 
On
  też się nie określił robiąc mi ciągle nadzieję, na lepsze jutro. 
Okazał  się dupkiem, zostawiając mnie bez wyjaśnienia czegokolwiek. 
 
Czy ja teraz nie robię czegoś podobnego Holly?
--------------------------------
Stoję
  pod akademikiem, czekając, aż Harry podjedzie swoim samochodem. 
Właśnie  spotkam się z Gemmą, siostrą Harry'ego! Jestem taka 
podekscytowana, mój  brzuch wywija koziołki. Jestem ciekawa, czy jest 
podobna z charakteru  do Harry'ego, czy może jest jego przeciwieństwem? A
 co z wyglądem? Też ma loki i dołeczki? Boże, nie mogę się doczekać!
 
 - Cześć - witam się i daje loczkowi całusa w policzek, zajmując miejsce z przodu. 
 
 - Hej - uśmiecha się szeroko. 
 
Harry
  zawozi mnie do swojego mieszkania, gdzie ma czekać na nas dziewczyna. 
 Jak na złość nie chce pokazać mi jej żadnego zdjęcia, ani nic o niej  
powiedzieć. 
 
 - No  proszę, 
powiedz mi o niej cokolwiek! Harry. Harry... HARRY! Nie ignoruj  mnie! 
Umrę z ciekawości, zanim dojedziemy na miejsce - wymachuję  rękoma. 
 
Chłopak ciężko wzdycha, ale z jego twarzy nawet na chwilę nie znika rozbawienie. Pogrywa ze mną!
Uderzyłam go lekko w ramię, by wreszcie zareagował. 
 
 - No, już dobrze! Co chcesz wiedzieć? 
 
 - Jesteście do siebie podobni? - od razu wypalam z pytaniem.
 
 - W zasadzie jesteśmy bliźniętami****... 
 
 - Mój Pieprzony Boże, coo?! 
 
Loczek zaczyna się śmiać. 
 
 - Ale to takie skomplikowane. Wiesz co to bliźnięta dwujajowe? 
 
 - No, tak??? 
 
 -  No, możliwe jest, że w czasie ciąży dojdzie do ponownego 
zapłodnienia.  Wtedy bliźnięta mają inne terminy porodów. My jesteśmy 
takim  przypadkiem. A kto mógł się urodzić pierwszy, jak nie ja? ***** -
  uśmiecha się triumfalnie, jakby to od niego zależało. 
 
 - Ja pierdole, czemu ja o tym nie wiedziałam? - szczęka mi odpadła, aż do ziemi. 
 
Wzruszył
  ramionami, jakby to było takie zwyczajne i naturalne. No nie! Właśnie 
 się dowiedziałam, że Harry ma bliźniaczkę! Jezu, powietrza! 
 
Wachluje się ręką. 
 
 - Mózg mi się pali. Za duży przypływ nowych informacji ostatnimi czasy. 
Stoimy
  przed drzwiami mieszkania Harry'ego i jego siostry (bliźniaczki,  
boże!). Serce mi wali, nie wiem nawet dlaczego. Kurwa, jestem idiotką.  
Przecież mnie nie zje, co nie? 
 
Harry
  przekręca zamek i otwiera drzwi na ościerz, teatralnym gestem  
zapraszając mnie do środka. Uśmiech z jego ust nie schodzi nawet na  
chwilę. Jest tym taki rozbawiony. 
 
Ostrożnie
  przekraczam próg, jakby podłoga miała się zaraz pode mną zapaść.  
Rozglądam się dookoła. Wnętrze jest w beżowych barwach z dodatkiem  
błękitu. Na przeciw mnie jest wielkie lustro, obok ozdobny duży kwiat.  
Oj widzę, że zajmowała się tym kobieca ręka. Muszę przyznać, że Gemma ma
  bardzo dobry gust. Świetnie dobrała wszystkie dodatki, sprawiając, że 
 pomieszczenie (przedpokój) jest bardzo przytulne. 
 
Patrzę
  pytająco na Harry'ego, który bierze ode mnie bluzę i wiesza ją na  
wieszak w szafie. On jedynie wzrusza ramionami i uśmiecha się tak  
szeroko, że na pewno bolą go policzki. Wygląda jakby coś knuł.
 
 
 - Nie odpowiadam za szkody cielesne. - mruczy z błyskiem w oku. 
 
Co? 
 
 -  O BOŻE!!! CZEŚĆ, CZEŚĆ! - słyszę głośny pisk, a zaraz do mnie ktoś  
podbiega i mocno mnie przytula, że ledwo mogę złapać powietrze. Chyba  
teraz wiem o co chodziło Harry'emu... Prawie się duszę. 
 
 - Hej... - udaje mi się wydusić. 
 
 - Gemma, udusisz Lily - Harry marszczy brwi, ale zaraz znowu widzę w jego zielonych oczach te iskierki rozbawienia. 
 
- O, przepraszam - dziewczyna odsuwa się ode mnie na dłuść ramion. Teraz
 jestem w stanie zobaczyć jak wygląda i jezuuu ona jest taka śliczna. 
Czuję się przy niej jak brzydkie kaczątko. Dosłownie.
 
Gemma
  ma długie, farbowane włosy, tylko nie mogę odgadnąć ich koloru. Widzę 
 ciekawy odcień niebieskiego, przemieszanego z jasnofioletowymi pasmami.
  Końce włosów zmieniają swoją barwę w inny odcień fioletu, wygląda to  
naprawdę ślicznie. Jest średniego wzrostu, ode mnie wyższa jest o jakieś
  cztery centymetry. Ma świetną figurę, widzę to ponieważ ubrana jest w 
 obcisłe legginsy oraz ładny top. Okey, nie ma loków jak Harry, ale za 
to  widzę, że ma dołeczki! Dodają jej uroku, którego i tak jej nie 
brakuje.  A i rzeczywiście, jest strasznie podobna do Harry'ego! 
 
Dziewczyna bierze mnie za ręce, uśmiecha się szeroko. 
 
 - Ja nie będę wam przeszkał - Harry unosi ręce i czmycha do jakiegoś pokoju. 
 
 -  I dobrze - burczy Gemma i pokazuje do zamkniętych drzwi język, na co
  się szczerze. Przypominają mi się słowa Jake'a " Harry, ona jest  
złośliwa tylko dla ciebie" - Jeju, jesteś taka śliczna! Wyglądasz tak,  
jak mi opowiadał ten głupek. Zobaczysz, będziemy przyjaciółkami!!!
 
 - Mi za to nie chciał nic o tobie powiedzieć - wydymam usta. 
 
We dwie się śmiejemy. 
 
 - Choć, oprowadzę cię po domu! 
 
Gem
  pokazała mi całe swoje mieszkanie, które jest cudownie urządzone, ale o
  tym już wspominałam. Boże, ta dziewczyna jest tak pozytywnie 
zakręcona.  Gada jak najęta. Normlnie tak, jakby ktoś nakręcił ją, jak 
zabawkę. 
 
Stoimy  w kuchni, 
czekając, aż woda na herbatę się zagotuje. Dziewczyna biega  po całej 
kuchni, bo stwierdziłyśmy, że jesteśmy głodne (wiem z czym to  się 
wiąże, ale na sto procent zdążę później wszystko zwymiotować). No i  
wyszło na to, że zrobimy gofry z bitą śmietaną i owocami. Gemmy jest  
wszędzie pełno, raz szuka gofrownicy we wszystkich szafkach, raz biega  
po wszystkie składniki. 
 
 - Gem, stój, wariatko! Pomogę ci - proponuję i zabieram z jej rąk owoce, które zaraz płuczę pod wodą. 
 
 - Masz słodkie kapcie! Awww! - zwracam uwagę na jej różowe kapcie-szczeniaczki. 
 
Ma
  błysk w oku. Pokazuje gestem uniesionego palca w górę, żebym poczekała
 i  truskawką w ręce czmyka na przedpokój. Zaraz wraca z podobnymi,  
różniącymi się jedynie odcieniem różu. Marszczę brwi, gdyż za bardzo nie
  wiem o co jej chodzi kiedy mi je podaje. 
 
 -  Kupiłam takie same, sama nie wiem po co. Ale jeśli ci się podobają, 
to  trzymaj prezent - przytula mnie i pokazuje swoje proste zęby w 
pełnym  uśmiechu. 
 
 - A, dziękuję!
 
We
  dwie teraz snujemy się po kuchni w tych różowych szczeniaczkach,  
wygłupiając się. Gofry nam się smażą, więc aktualnie nie mamy co robić. 
 Co za tym idzie bardzo nam odbija. Zaczęłyśmy walkę na bitą śmietanie, 
 ale gdy w radiu zaczęła lecieć piosenka Beyoncé w duecie z Jayem-Z 
Crazy  In Love nie dało się nie tańczyć. 
 
 -  Dawaj tweerkujemy! - krzyczy przez muzykę. Kiedy tylko rozbrzmiewa  
refren robimy swoje, ciągle się śmiejąc. Woah, to takie beztroskie!  
Jesteśmy całe lepkie, twarze mamy w bitej śmietanie, a na dodatek  
kręcimy tyłkami! 
 
Piosenka  się 
kończy, a my razem z nią tańczenie. I w tym momencie rozbrzmiewa  głośne
 odchrząknięcie. Patrzę w tamtą stronę, a na progu kuchni stoi  Harry i 
Louis! LOUIS!!!
 
 - LOU! - podbiegam do niego piszcząc. Rzucam mu się na szyję. - Jezu nie widziałam cię prawie pięć miesięcy!
 
 - Tak, ja też się cieszę, że cię widzę, kochana! 
 
Nie
  mogę się powstrzymać i łapię go za rękę i sprawdzam jego nadgarstek.  
Widnieje tam mała literka H! Tak jak Harry ma L! BOŻE KURWA MAĆ AWW! 
 
Brunet trochę się czerwieni. 
 
 -  Nie zawstydzaj mojego chłopaka plus zdemolowałyście mi kuchnie - 
Harry  żartobliwie marszy brwi. Jedzie po moim policzku palcem, a potem 
zlizuje  z kciuka bitą śmietanę. 
 - Ej! Nie widzisz, że to maseczka by Gemma Styles?! Łapy precz! 
 
 -  Okey, sama tego chciałaś. Louis, kochanie. - ciągnie bruneta za ręke
 w  głąb korytarza. Patrzę na nich, dopóki nie zamykają za sobą drzwi. 
 
 - Egh, poszli się pieprzyć - wzrusza ramionami niebiesko-fioletowo włosa.
 
 - KURWA LILY GOFRY SIĘ PALĄ!!!
 
Po
  uratowaniu sytuacji i zapobiegnięciu pożarowi z gotowym (trochę  
przypalonym) jedzeniem poszłyśmy do pokoju Gem, rozwalając się na  
łóżku. 
 
 - Jutro impreza! - zapiszczała wesoło. - Wiesz w co się ubierzesz? 
 
Ja
  w ogóle nie wiem na czym ta impreza będzie polegać. W czym się różnią 
 imprezy w bractwie od zwykłych domówek? Kto tam będzie? 
 
 - Emm, nie wiem czy w ogóle tam pójdę - trochę się rumienie. 
 
 - Dlaczego niby nie? Musisz iść i się zabawić! Jak można nie uczcić swojego przyjazdu?! 
 
 - Tak naprawdę udało mi się już zabalować i uczcić przyjazd - bąkam pod nosem. 
 
Gemma
  patrzy na mnie niezrozumiale, więc wszystko jej tłumaczę. Ma późnej  
powód, by ze mnie żartować. Pijana ja i starcie z rudą pizdą - jak to ją
  nazwał Jake. 
 
 - Mimo wszystko i tak pójdziesz. Przyjadę po ciebie o dwudziestej. Zabierasz kogoś ze sobą? 
 
 -  Prawie nikogo tu nie znam. Ale wezmę Holly. To moja... Um, 
koleżanka? -  nie wierzę swojemu głosowi, który nagle stał się strasznie
 piskliwy. 
 
Nie  umkęło to 
Gemmie, zaraz zostałam dogłębnie wypytana o brunetkę.  Powiedziałam jej 
WSZYSTKO. Temat zszedł na Nialla, ale wolałam ująć go  "bardziej 
anonimowo". Nie czuję potrzeby wypowiadania jego imienia. Może  jestem 
głupia, ale wtedy mniej boli. 
 
Gemma
  nie chciała mnie zasmucać, więc szybko zmieniła temat. Powiedziała mi,
  że spodobał jej się pewny chłopak i będzie on na imprezie. Z jakiegoś 
 powodu też nie powiedziała jak się nazywa, dodała, że Harry nie może 
się  o tym dowiedzieć, bo by go zabił - tak właśnie powiedziała! Podobno
  faceci mają zasadę "nie ruszaj siotry kumpla", więc teraz wydaje się 
to  zrozumiałe. 
 
Dowiedziałam  
się, że Gemma ma bardzo artystyczną duszę (co na pierwszy rzut oka  
widać po mieszkaniu i jej włosach). Chciałby dostać dyplom z wizażu,  
dlatego studiuje w tym kierunku. Jej marzeniem jest zrobić w tym  
kierunku poważną karierę i być rozpoznawalna, a ja wierzę, że jej się  
uda, bo jest niesamowita. Uwielbia farbować włosy, obiecała mi już, że  
zafarbuje mi końcówki! Ale chyba bardziej uwielbia makijaż i dobieranie 
 kreacji. Myślę, że byłaby świetną stylistką. 
 
Zrobiło
  się późno, więc czas wracać do domu. Gemma nalegała, żebym została na 
 noc, ale ja nie chcę robić problemu. Harry zaoferował się, że mnie  
odwiezie wraz z Louisem. Na wychodne dostałam w twarz z  
kapcia-szczeniaczka, czym także musiałam się odwdzięczyć Gemmie. W  
samochodzie byłam świadkiem ciągłeeej gejowskiej sesji obściskiwania  
się. Na całe szczęście szybko dotarłam do akademika. 
* Impreza w USA! - chodzi o piosenkę Miley Cyrus "Party in USA", którą później dziewczyny razem śpiewają. 
**
  JFK - w oryginale jest "wyskoczyłam z samolotu na L.A.X, ale ja dla  
potrzeb rozdziału zmieniłam na nazwę lotniska w Nowym Jorku. 
*** W Nowym Jorku - tu także zmienione, zamiast "w USA". 
**** Harry i Gemma bliźniętami - oczywiście w prawdziwym życiu to nie prawda. Wymyśliłam to, bo mogę i chcę :) 
*****
 Nie wiem jak mam to inaczej wytłumaczyć, ale jeśli ktoś czytał pierwszy
 epilog w Totga, to wie o co chodzi! Jeśli to jest dalej niezrozumiałe 
wygooglujcie. :) 
__________________________________
Cześć misiaki!
Przychodzę
  do was z długim rozdziałem, który pisałam przez dwa dni, więc mam  
nadzieję, że to docenicie. :) Miałam w planach pisać dalej, żeby  
zakończyło się jakoś po imprezie w bractwie, ale będę dla was okrutna  
hihi :p W każdym razie miałam straszny problem z internetem. Kuźwa,  
myślałam, że urwę jaja tym operatorom, którzy nie chcieli mi go  
włączyć!!! Na całe szczęście już jest okey, ale gdyby nie to, rozdział  
na pewno pojawiłby się we wtorek, albo chociaż środę. Prolog pisałam z  
telefony, co było istą męczarnią, ughhh. 
 
No
  dobra, teraz czas na moje podniecenie! Wreszcie ogarnęłam mojego bloga
 z  impossible (wyglądał koszmarnie!!) i myślę, że jest nieźle. Bardzo  
podoba mi się szablon i w ogóle. A wy co sądzicie? :D 
Dobra, koniec pierdolenia. Przechodzę do najważniejszego: 
 
JAK PODOBA SIĘ ROZDZIAŁ? 
 
Jeśli tu jesteś, to doceń moją kilku godziną pracę i skomentuj, proszę! 
 
Przypominam, że BEZ KOMENTARZY NIE MA ROZDZIAŁU.
 
Czy
  możecie w komentarzu napisać coś więcej, niż tylko np. "super", albo  
"czekam na next'a"? Chciałabym, żebyście napisali co sądzicie o nowych  
bohaterach: Słodkim Ashtonie, Sukowatej Soph, Zakręconej Gemmie.  
Chciałam przedstawić ich specyficzne charaktery, zachowania itd. Nie  
wiem czy mi się udało :/ Chyba jestem w takim czymś kiepska. A jak  
przyjeliście to, że Hazza ma bliźniaczkę? :D
 
 
Nie
  wiem jak ocenicie to podobieństwo do Totga, ale jak przeczytałam parę 
 miesięcy właśnie tdb i totga, to wiedziałam, że będę musiała tak zacząć
  drugą część :) 
 
Jezu  Lily nie
 może się odpędzić od Holly ;P Cher Lloyd grająca tu Holly  wydaje mi 
się taka słodka (muszę dodać, że uwielbiam Cher) i jest mi tak  szkoda 
ją olać w Impo :<< No ale cóż, kiedyś trzeba chyba, nie? 
 
Jak
 zawsze myślę, że wyszło strasznie chujowo. Jestem ciekawa, czy chociaż 
jako tako dało się to znieść. Jak odpowiada długość? (7666 słów!) 
 
Do następnego! Xoxo. 
Nawet nie zdążyłam skomentować prologu, ew xd
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że bardzo spodobał mi się pierwszy rozdział i jestem ciekawa co bedzie w drugim, ale mówisz, ze inspirujesz się nieco totga, więc mogę powiedzieć, że się domyślam :)
Charaktery bohaterów są szalone, wszyscy są niewyżyci i w pewnym sensie mi się to podoba ;)
Buziaki i weny xx
wszystko super tylko moim zdaniem troche za długi, ale po za tym, kocham! :*
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi sie to ff :D
OdpowiedzUsuńprzeczytałam w cały dzień wszystkie rozdziały!! strasznie mi się podoba twoje ff. polubiłam sophie, a w gemmie się zakochałam, jest taka zakręcona i to mi się w niej spodobało:) czekam niecierpliwie na następny rozdział /grizzlybiebz
OdpowiedzUsuńBoze kocham tego bloga! strasznir zaluje ze nie znalazlam go wczesniej! piszesz naprawde swietnie, nie ma sie do czego przyczepic. DZIEWCZYNO TY MASZ TALENT. Jezu nie moge sie doczekac co stanie sie na imprezie (bo na pewno cos sie stanie ja to czuje xd). zycze weny, czekam na nexta xoxo
OdpowiedzUsuń