Luźno zainspirowane pierwszym rozdziałem Totga. Podobieństwo nieprzypadkowe.
~~~~~~~~~
- Lily! LILIAN! - dochodzi do mnie piskliwy ton mojej matki, która w obecnej chwili potrząsa moim ramieniem.
Otwieram
jedno oko, by zobaczyć, że w pokoju panuje kompletny mrok. No nie
licząc jaskrawego światła wydostającego się z korytarza przez otwarte
drzwi, które aktualnie mnie oślepia. Staram się zrozumić co się dzieje.
Mój wzrok dostrzega, że zegarek elektroniczny wskazuje 01:34. Czy ta
kobieta sobie ze mnie żartuje? Zakrywam twarz poduszką, jednocześnie
naciągając na siebie szczelnie kołdrę, przekręcając się na bok. Staram
się ponownie zasnąć, gdy rodzicielka zrywa ze mnie pościel. Co jest do
kurwy?!
- LILIAN DO CHOLERY!
Krzywię się na dźwięk mojego pełnego imienia. Jest wkurzona, jeżeli już tak się do mnie zwraca.
- Co mamo? - jęczę.
- Jeśli zaraz nie wstaniesz, przegapisz swój lot do Nowego Jorku,
księżniczko! Wylatujesz za 3 godziny, nie mów, że nie pamiętasz! Dzisiaj
16 października! - wyłapuję poirytowanie w jej słowach. Można to
wywnioskować z tego, jak mnie nazwała. Księżniczka. Ugh.
- Kurwa mać, dobra, wiem - wstaję pędem z łóżka.
- Uważaj na słowa, młoda damo!
Ta, jasne.
Przewracam
oczami, a ona wychodzi trzaskając za sobą drzwiami. Ostatnimi dniami
jest taka irytująca. Moja podświadomość w tym momencie pokazuje jej
środkowy palec, jak i wystawiony język. Uh. Czy typowym zachowaniem dla
mam w takich sytuacjach nie powinno być płakanie, bo ich jedyna córka
się wyprowadza? Nigdy jej nie zrozumiem.
Pierwsze
co robię, to kieruję się do łazienki, z wcześniej wybranymi już
rzeczami. Moje oczy są ledwo otwarte, przyłapuję się na myśleniu, o
użyciu zapałek, by podtrzymać opadające powieki. Czuję się jak zombie,
ledwo ciągnę nogi za sobą. To wszystko przez porę, o której zostałam
wybudzona w tak brutalny sposób. Odprężający prysznic to coś, czego
potrzebuję i zaraz go biorę. Następnie ubieram się i w ekspresowym
tempie robię delikatny makijaż. Założyłam dzisiaj na siebie biały tank
top, zwyczajne jeansy z wyższym stanem. Pamiętam o tym, że może być mi
trochę zimno, gdyż jest już jesień, więc zakładam jeszcze ciepłą bluzę z
napisem New York.
Zbiegam na dół po
schodach, ciągnąc za sobą dużą walizkę, na dodatek ciężką jak diabli i
trzymając w rękach stertę pudeł z moimi rzeczami, które także zabieram
ze sobą. Rzucam wszystko na ziemię, potem patrząc na zegarek w moim
telefonie. Okey, mam jeszcze piętnaście minut.
- Zrobić ci coś do jedzenia na drogę? Długo posiedzisz na lotnisku.
Powinnaś mieć siłę. - Mama wydaje się już być milsza. Spogląda na mnie
smutnymi oczami, stojąc na przeciw mnie, w swoim fioletowym szlafroku i
puchatych kapciach. Chyba dociera do niej, że to nasze ostatnie
spędzone wspólnie minuty, przed długą rozłąkom.
Od
razu grzecznie odmawiam. Jestem już tak blisko celu - ważę 43,2 kg.
Jeszcze 1,2 i będzie idealnie. Nie mogę tego zepsuć jedzeniem w nocy. Na
moją odpowiedź przekrzywia głowę, za bardzo nie rozumiejąc. Nie
zamierza się ze mną kłócić, więc wręcza mi do ręki jabłko. Okey, nie
zrobię jej przykrości. Biorę mały gryz.
Pomimo
lekkiego głodu w brzuchu czuję przyjemne chluptanie, oznaczające moje
podniecenie ową sytuacją. Czy może być coś lepszego od usamodzielnienia
się i przeprowadzki do Nowego Jorku?! Jasne, że nie! To nic, że będę
mieszkać w akademiku, gdzie pokoje są małe i ciasne, na dodatek bez
łazienki, a jeden będę dzielić z nieznaną mi osobą. Liczy się to, że
spełniam swoje marzenia!
Widzę, że
oczy mojej rodzicielki się zaszkliły. Od razu do niej podchodzę i mocno
się wtulam w jej ramiona. Pożegnania są najgorsze, nawet jeśli
ostatnie dni miałyśmy ciężkie.
-
Trzymaj się kochanie. Bądź tam grzeczna, ucz się pilnie i nie choć
często na imprezy. Kocham cię - chlipie cicho i pociąga nosem.
- Ja też cię kocham, mamo. Będę regularnie dzwonić. Przyjadę do ciebie, gdy tylko będzie trochę wolnego.
Nic
nie poradzę, że ja też się wzruszam. Będzie mi strasznie brakować
mamy, zważywszy na to, że ona jest moją jedyną bliską rodziną. Wycieram
kciukiem jej łzy z policzka i jeszcze raz się do niej przytulam.
- Jestem z ciebie taka dumna - szepta, zaraz czuję jak całuje mnie w
czubek głowy. - Nie zapomnij do mnie zadzwonić, jak tylko wylądujesz.
Będę ci przelewać na kartę kredytową regularnie pieniądze, by ci tam
niczego nie brakowało. Wiem, że nigdy start nie jest łatwy.
- Nie zapomnę, obiecuję i dziękuję. Postaram się szybko znaleźć jakąś pracę.
Tą
chwilę przerywa klakson, a ja wiem kto już na mnie punktualnie czeka.
To Holly, która ma opłacony akademik od tego samego dnia co ja, więc
lecimy do Nowego Jorku razem. Bardzo mi się to podoba, że mam osobę
towarzyszącą, szczerze nie wiem jak sama bym się w tym wszystkim
odnalazła.
- Pa pa, kochanie. Będę
tęsknić! Trzymaj się! - Woła za mną mama, gdy ruszam pełna w bagaże w
stronę czarnego samochodu rodziców przyjaciółki. Od razu otwiera mi
bagażnik, a ja wpakuję wszystko tak jak trzeba. Wsiadam do pojazdu i
macham rodzicielce na pożegnanie, zza szyby. Ostatni raz spoglądam na
mój ukochany rodzinny dom. Wyjeżdżamy z mojego podjazdu.
- Cześć, skarbie! - wita się ciepło Holly i od razu daje mi całusa w
usta. Owiewa mnie zapach jej dziewczęcych, kwiatowych perfum. Gdy trochę
się odsuwa i chwyta ponownie dwoma rękami kierownicę uśmiecha się
triumfalnie, widzi, że zostawiła na moich ustach swój błyszczyk, a na
policzkach pojawiły mi się rumieńce.
Wiem,
że ten zwrot "skarbie" i całus nie ma tak do końca tylko
przyjacielskiego charakteru, jednak tego nie komentuję. Nie przeszkadza
mi to jakoś specjalnie, że ona czuje do mnie coś więcej. A może ja po
prostu boję się jej przyznać, że uznaję ją tylko za przyjaciółkę? Jest
mi bliska, nie chcę jej stracić, ani zranić. Pomagała mi zapomnieć o
nim. Wiem, że źle robię nie mówiąc wprost co myślę, ale nic na to nie
poradzę. Zawsze mam obawy przed konsekwencjami.
Jedziemy
około dwudziestu minut na londyńskie lotnisko Heathrow. Z
samochodowego radia Holly puściła płytę, na którą nagrała zmieszane,
nasze ulubione utwory, co bardzo umila jazdę. Co chwila się wygłupiamy,
śmiejemy, tańczymy na siedzeniach i śpiewamy. Zaczyna się nam udzielać
dobry humor, dziewczyna wydaje się tak samo podekscytowana jak ja
naszym wyjazdem. Jazda mija przyjemnie i szybko, wkrótce Holly parkuje
przed lotniskiem.
Korzystając ze
specjalnych wózków na bagaże kierujemy się do wnętrza lotniska. Stajemy
przed terminalem odlotów, i gdy widzimy nasz, ruszamy do kolejki do
odprawy. Podajemy pracownikowi lotniska bilety i paszporty, a po ich
sprawdzeniu oddajemy bagaże i otrzymujemy kartę pokładową. Cały proces
trochę przedłuża się w czasie, ale po około godzinie zajmujemy
wyznaczone miejsca w samolocie. Siadam przy oknie, a obok mnie zaraz
Holly. Przed startem udaje mi się szybko wysłać wiadomość Jake'owi, z
informacją, że za chwilę startujemy i powinnam być na piątą rano już w
Nowym Jorku. Ugh, nie wiem jak przyzwyczaję się do tych stref
czasowych.
- Idziemy spać? - pyta słodko Holly i podaje mi koc oraz poduszkę otrzymaną od stewardesy.
- Jasne - zgadzam się i opuszczam fotel, wygodnie się usadawiając.
Trochę się dziwię, gdy Holly zamiast położyć głowę na swoim oparciu,
opiera ją na moim ramieniu i wtula się w moje ciało. To całkiem... miłe
uczucie, tak myślę. Nie protestuję i przykrywam nas kocem.
- Panie i panowie, proszę zapiąć swoje pasy bezpieczeństwa, zaraz
będziemy lądować na lotnisku JFK w Nowym Jorku. - Patrzymy na siebie z
Holly, a nasze usta rozciągnięte są w gigantycznych uśmiechach. Pewnie
gdyby nie to, że znajdujemy się na pokładzie samolotu i przypięte
jesteśmy pasami zaczęłybyśmy piszczeć i skakać z radości, niczym
pięciolatki.
Wreszcie lądujemy. Ha, czy tylko ja czuję to amerykańskie powietrze?
Dobra, ale ze mnie idiotka, ale kogo to kurwa obchodzi?
Kiedy
idziemy w stronę postojów busów łapię Holly za rękę, a ona szczerzy
się do mnie ochoczo. Dziewczyna wykrzykuje 'Impreza w USA!'*, a ja
dobrze wiem o co jej chodzi i zaczynam głośno śpiewać, do czego zaraz
się przyłącza. Wszystko w akompaniamencie naszego dzikiego "tańca
radości".
- WYSKOCZYŁAM Z SAMOLOTU NA
JFK** Z MARZENIEM I MOIM KARDIGANEM. WITAM W KRAINIE Z NADMIAREM SŁAW.
CZY SIĘ DO TEGO DOPASUJĘ? KIWAM GŁOWĄ, JAK YEAH! RUSZAM BIODRAMI, JAK
YEAH! TAK TO IMPREZA W NOWYM JORKU***!
Śmiejemy
się głośno, ale przestajemy, gdy zdajemy sobie sprawę, że wiele osób
się na nas gapi z wyrazem twarzy mówiącym "Co do kurwy, one odwalają?"
albo "Weźcie zamknijcie mordy". Czerwienimy się, ale zaraz znowu
wybuchamy śmiechem.
Weszłyśmy razem na
lotnisko i zaczęłyśmy rozglądać się za Jake'iem trzymającym w ręku
tabliczkę z naszymi imionami. Na mojej twarzy od razu pojawił się
szeroki uśmiech, gdy go zobaczyłam. Nie trudno było go znaleźć na tle
innych normalnych ludzi, którzy nie krzyczeli, nie skakali i nie
wymachiwali rękoma jak wariaci. Szybko do niego podbiegłam.
Rzuciłam
się w ramiona Jake'a, owijając nogi na jego biodrach, a on okręcił się
dookoła. We dwoje piszczymy jak trzyletnie dzieci.
- Cześć, sukoo!
- Hej, hej, hej! - odpowiedziałam podekscytowana.
- Ja pierdziele, jakaś ty lekka. Czy ty cokolwiek jesz? - stwierdził,
gdy stawiał mnie na ziemię. Moja podświadomość cmoknęła z zachwytu,
okręciła się dookoła niczym baletnica i uśmiechnęła się triumfalnie -
widać postępy w mojej wadze, yea!
Holly
także przywitała się z chłopakiem. Właśnie zdałam sobie sprawę, że
Jake'owi towarzyszą dwie osoby, które przyglądają się temu wszystkiemu. I
jedną z tych osób jest nasz Harry!
-
No wreszcie jesteś, Lils! Witaj w NY! - uściskał mnie wesoło i posłał
ten swój firmowy uśmiech z dołeczkami. - Nie wiesz ile na ciebie
czekaliśmy!
Wow, trochę się zmienił.
Zapuścił nieco włosy, mam wrażenie, że jest bardziej umięśniony, a na
jego rękach przybyło więcej tatuaży. Zauważyłam na jego lewym
nadgarstku małą literę L. Wydało mi się to takie słodkie, wiadomo, że
chodzi o Louisa! Aww!
Zwróciłam swoją uwagę
na chłopaka, stojącego z boku, który cały czas uśmiecha się do mnie
miło. Jest trochę niższy od Harry'ego. Jego lokowane włosy tak bardzo
kojarzą mi się z tymi Harry'ego, a są one w odcieniu brązu, z jasnymi
pasemkami. Ma zawiązaną bandamkę na czole, a na nią opada grzywka.
Ubrany jest w luźny top z logiem Arctic Monkeys (wow, uwielbiam ich!) i
wąskie, ciemne rurki. Głębokie dołeczki dodają mu niesamowitego uroku.
Trzeba przyznać - jest słodki.
- Cześć - podaje mi rękę. - Jestem Ashton. Ashton Peters.
- Lily Collins - także się przedstawiam. - Miło cię poznać -
uśmiechnął się szeroko, a jego dołki w policzkach są takie głębokie!
- Rozumiem, że będziemy razem studiować?
- Tak. - wyszczerzył się.
- Wpadłem na pomysł suuki, żebyśmy poszli do jakiegoś baru napić się,
zanim odwiozę was do akademika i zapadniecie w sen na całą resztę dnia.
Co wy na to? - odezwał się Jake, kierując pytanie do mnie i Holly.
Wzruszyłam
ramionami i zgodziłam się. Podobnie reaguje dziewczyna, pewnie dla
kolejnej okazji, by trochę się upić. Okey, wiem, że to nie mądre pić
rano, bo pewnie upije się już dwoma mocnymi piwami ze zmęczenia, ale
chcę trochę czasu spędzić ze znajomymi, zanim rzeczywiście pójdę spać.
Muszę wykorzystać czas, póki nie uderzy we mnie zmęczenie podróżą.
Tak
więc po zabraniu naszych bagaży, pojechaliśmy do najbliższej knajpki,
oddalonej jedynie ulicę dalej od lotniska. W między czasie zdążyłam
zadzwonić do mamy i powiadomić ją o tym, że bezpiecznie dotarłam na
miejsce. Obiecałam, że jutro, gdy już się całkowicie zadomowię w nowym
mieście zadzwonię do niej i trochę po opowiadam jej jak sobie radzę.
Podczas
jazdy dowiedziałam się, że Ashton jest współlokatorem Jake'a, czyli
mieszka z nim i innymi chłopakami w domu bractwa, że jest perkusistą i
uwielbia grać w piłkę nożną i dlatego też wybrał uczelnię NYU, ponieważ
zapewniają fajny profil dla piłkarzy. Wyjawił mi ciekawostkę, że
podczas imprez dość często zdarza mu się grać na perkusji, a wszystkim
to się podoba. Opowiedział mi, że mieszka już od dwóch lat w Nowym
Jorku, a wprowadził się do domu bractwa około trzy miesiące temu.
Zdziwiłam się, że już tak długo tam zamieszkuje, ale zaraz to
zrozumiałam, ponieważ możliwość mieszkania w tym domu jest już od
czerwca - wyjaśnił. Zapytałam się, czy lubi Arctic Monkeys, wnioskując
tak po jego koszulce, a on to potwierdził i to jest naprawdę super, bo
mamy kolejny temat do rozmowy. Zainteresował mnie tematem zbliżającego
się koncertu zespołu tutaj w Nowym Jorku i obiecał, że mnie na niego
zabierze. Wow, już go uwielbiam! Świetnie mi się z nim gawędzi, co
chwila żartuje, a jego śmiech jest teraz jednym z moich ulubionych
dźwięków.
Wypiłam dwa duże
kufle piwa, a teraz dopijam trzeci. Nie żebym je w ogóle lubiła. Język
trochę mi się plącze, ale jest okey! Powinnam posłuchać Jake'a, że na
sam początek lepiej zjeść, bo tak szybko się nie upiję, ale liczy się
moja linia. Nie mogę się teraz roztyć.
- A co u ciebie Herri? Co z Louisem? - pytam chichocząc, na co loczek
się szczerzy. Wiem, że jestem teraz obiektem śmiechów, ponieważ jedyna
jestem pijana. No może jeszcze Holly jest trochę wcięta, ale ona zjadła
chociaż sałatkę z kurczakiem! Oby dwie mamy takie słabe głowy... Mimo
wszystko Ashton chyba nie zmienił o mnie zdania. Tyle dobrze. Nie chcę,
by myślał, że jestem głupia, a wręcz pusta!
- Wszystko po staremu. Z Louisem układa mi się świetnie, tylko nie
zdecydował się ze mną zamieszkać. Mieszka w domu bractwa, gdzie pełno
facetów, a ja umieram z zazdrości. - Widzę, że chłopak trochę
posmutniał. - Kazał ciebie przeprosić, że nie mógł cię razem z nami
odebrać.
- A czemuż to nie
chciał z tobą zamieszkać? Tak w ogóle Jake wspominałeś, że żaden gej z
tobą nie mieszka, ty kłamco! - karcę go, ale on zaraz cicho dodaje, że
chodziło mu o tych wolnych, którzy chcą się pieprzyć. Jezuu. Co on jest
jakąś seks-maszyną czy jak?
- Krępuje go mieszkanie ze mną i jednocześnie moją siostrą. A ja jej przecież nie wyrzucę z naszego wspólnego domu.
W tym momencie prawie wyplułam piwo, które miałam w buzi.
- Czy ty, kurwa, masz siostrę i mi nigdy o tym nie powiedziałeś?! -
oburzyłam się. Dwie osoby obok mnie wybuchły śmiechem, też prawie się
zachłysnęli.
Harry wydaje się trochę podenerwowany, gdyż drapie się po karku.
- Eee, tak? - marszczę brwi. Zła zagrywka Styles. - Ale wiesz co?
Opowiadałem jej czasem o tobie i ona koniecznie chce się z tobą
zobaczyć! Całkowicie o tym zapomniałem! Mówiła, że mam cię z nią poznać
jak najszybciej, więc powiedziałem, że przyjeżdżasz dzisiaj i pewnie
będziesz wykończona, ale jutro...
- Tak! Chcę się z n-nią spotkać jutro! Przekaż j-jej! - zaczynam
czkać, kurczę. Chyba za dużo alkoholu, jak na dzisiaj. Ludzie, dopiero
wybiła szósta rano!
Widzę
kątem oka, że Holly oparła czoło o blat i chyba odleciała. A widzicie,
nie jest ze mną, aż tak tragicznie! Są gorsze przypadki!
Harry śmieje się z moich słów, ale coś mi się wydaję, że to przez tą "pijańską czkawkę".
- Jak twoja siostra ma na imię? - jezu, mój głos jest taki piskliwy,
że aż w tym stanie mi to przeszkadza. Pewnie na trzeźwo krwawiłby mi
uszy...
- Gemma, ale nie daj się
jej zwieść tym sztuczkom, to diablica! - czy mi się zdaje, że Ashton
się zaczerwienił? I dlaczego odwrócił wzrok? Hm... - Potrafi być
złośliwa. - dodaje loczek i mruży oczy.
- Harry, ona jest złośliwa tylko dla ciebie. - zanosi się śmiechem Jake.
W
końcu uderza we mnie fala alkoholu, obraz przed moimi oczami jest
nieco zamglony, głosy są jakieś przyciszone, nie docierają do mnie
prawie wcale. Mimo wszystko chce mi się śmiać, tańczyć, ale jestem
kompletnie wyczerpana, a Holly już dawno odpadła. Chłopaki zauważają,
że "za bardzo zabalowaliśmy" i teraz miny mają gorzkie, jakby coś
przeskrobali. Chłopcy, skąd te wyrzuty sumienia? Ja bawię się cudownie!
Harry drapie się po karku, Ashton stara się przekonać Jake'a, że
pomoże mu nas odwieść, a on teraz w skoncentrowaniu stara się coś
wymyślić. Od kiedy Jake myśli? Nie wiedziałam, że on ma chociażby gram
mózgu. Zaczynam chichotać sama do siebie. Nie jestem w stanie nawet
stwierdzić, czy dalej siedzę na tej skórzanej kanapie barowej, czy może
już na niej leżę. Ja pierdziele, jak można tak szybko się upić? Oni na
pewno dodają coś do tego piwa! - śmieję się sama do siebie z mojego
spostrzeżenia. Zmiana klimatu i picie o szóstej rano, choćby bez
śniadania robi swoje.
Z tego
co zrozumiałam Jake chce pomocy Ashtona, bo wyłapałam zdanie "nie dam
rady ich dwóch zameldować w akademiku i odprowadzić do pokoi". Kurwa
mać! Resztki zdrowego rozumu się do mnie odzywają. Jak ja do cholery
mam w takim stanie zameldować się w akademiku? Uznają mnie za
niepoważną! A co jeśli nie będą chcieli dać mi klucza?! Boże, co za
wstyd! Spanikowana staram się podnieść z tej głupiej kanapy, ale
kompletnie nie wiem co to ma na celu. Skutek tego jest taki, że Harry w
ostatniej chwili mnie łapie, zanim upadam, przez stracenie równowagi.
Ja pierdole. Kręci mi się w głowie i mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
- Boże, tak was przepraszam.
Jake, Jake jak ja się dostanę do akademika? Nie dam rady się
zameldować. Katastrofa! - dostaję napadu paniki, a to, że w mojej krwi
panuje alkohol nic nie ułatwia. Bełkoczę coś pod nosem. Jezu, cały
świat wiruje mi przed oczami! Boję się, że przez mój stan nie będą
chcieli dać klucza do pokoju, narobię sobie wielkiego wstydu.
Kończy
się na tym, że Jake zanosi mnie do samochodu Harry'ego. Nawet nie
wiem, jak jestem w stanie to analizować. Ashton robi to samo z Holly i
usadawiają nas na wpół leżąco. Po co? Nie mam pojęcia. Rozumiem jedynie
to, że dzięki zaciemnionym szybą nie będziemy mieć nieprzyjemności,
przez nie zapięcie pasów. Jakbym je zapięła, a one zacisnęłyby się na
moim brzuchu pewnie bym zwymiotowała. Zaraz Jake tłumaczy mi, że do
akademika stąd jest około czterdzieści minut drogi, więc jeśli teraz
zasnę, trochę wytrzeźwieję. Słucham się go i zaraz zapadam w sen. Ma na
to wpływ moje zmęczenie, które wreszcie dało się we znaki.
Zostaję wybudza ze snu, kiedy Jake potrząsa moim ramieniem.
- Wstawaj pijana sukoo!
- Ugh, stól pysk, kutasie... - bełkoczę. Moja głowa pęka.
- Jezu, dojechaliśmy marudo. Jesteś w stanie normalnie pogadać?
Orientowałem się i mi na pewno ta ruda pizda nie da kluczy do waszych
pokoi. Ale jeśli już mnie wyzywasz, to dobry znak - słyszę rozbawienie w
jego głosie, ale gdy wspomina o recepcjonistce jest poirytowany. Ruda
pizda? Ha, ha. Musiał wstać się z nią w ciekawą konwersację, znając
Jake'a Geja Bass'a.
- A mam jakiś wybór? - pytam retorycznie zrezygnowana i wykończona, a w oczach chłopaków widać współczucie i rozbawienie.
Udaje
mi się wygramolić z samochodu, a raczej prawie z niego wypaść. Na
pewno nie można nazwać tego gracją. Zauważam, że dalej jest pochmurnie,
co za tym idzie jest ciemno, jakby była czwarta rano. Yh. Kręci mi się
w głowie jak cholera, na pewno alkohol jeszcze ze mnie nie wyparował w
stu procentach. Nie wierzę swojemu głosowi, mam straszną chrypkę. Na
dodatek ledwo trzymam się na nogach, zataczając się praktycznie! Ledwo
podchodzę do bocznego lusterka i prawie dostaje ataku serca. Kuźwa, jak
ja wyglądam!
- Wyglądam jak
alkoholiczka!! - wściekam się i próbuję doprowadzić moje włosy do
porządku i domazać jakoś rozmazany makijaż. Na moje cienie pod oczami i
resztę niedoskonałości nie jestem już w stanie nic zrobić.
- Może nią jesteś... - żartuje Jake, a kiedy kopnęłam go w kostkę zaczyna się przeraźliwie śmiać, jak to ma w zwyczaju. Kretyn.
Teraz
do mnie dociera, że stoimy na terenie kampusu. Wow... rozglądam się
dookoła. Cały wielki budynek jest z czerwonej cegły i wydaje się
naprawdę stary, co za tym idzie ciekawy. Jest tu parę bram, oznaczonych
od A do E. To musi znaczyć, że jest tu strasznie dużo pokoi
akademickich. Ale co się dziwić, NYU jest popularną uczelnią. Dookoła
jest bardzo zielono, trawa jest równo ścięta, ktoś także musi dbać o
pozostałą roślinność i pięknie rozsadzone kolorowe kwiaty. Nad główną
bramą pomiędzy tą o nazwie B i C pnie się bluszcz i dalej, w stronę
pozostałych bram. Teren oddzielony jest ozdobnym płotem, a trochę dalej
znajduje się parking, na którym właśnie stoimy, ale jest na tyle
blisko, że jestem wszystko wstanie zobaczyć ze szczegółami. Na samym
środku ogromnego pola, widnieje fontanna, dodająca uroku całemu
miejscu. Wokół niej jest wyłożona droga kostką brukową, więc kiedy chce
się przejść do którejkolwiek z bram można przejść koło fontanny.
Jeszcze raz wow! Bardzo mi się tu podoba (nadmiar podekscytowania z
wiadomych względów, przez które teraz ledwo chodzę). Pomimo faktu, że
pewnie często będzie się tu kręcić pełno osób od kiedy rozpocznie się
nauka, miejsce jest takie magiczne. Aż nie wierzę, że będę tu mieszkać.
Tak w ogóle już jest trochę tłoczno. Zostały tylko trzy dni do
rozpoczęcia nauki, studenci przybywają. Zliczyłam już siedem osób,
które zmaga się ze swoimi bagażami, by je jakoś dostarczyć do swoich
pokoi.
Zauważam, że Holly także
wstała. Wygląda podobnie jak ja, nie no, my nie wyglądamy... Razem
ruszamy do głównej, największej bramy. Muszę asekurować dziewczynę, bo
ma na sobie koturny. Nie ma dużej kolejki do recepcji, przed nami stoją
jedynie dwie osoby, więc to mnie jakoś uspokaja.
Staję
przed starszą (rzeczywiście rudą) kobietą. Muszę wcześniej zaprzeć się
o blat, by przypadkiem tu nie upaść i się nie upokorzyć. Na pierwszy
rzut oka widzę, że nie jest zbyt miła. Pretensjonalnym tonem odpowiada
mi głupie 'dzień dobry'! Proszę ją o udostępnienie mi klucza do pokoju,
a następnie podaje jej mój dowód osobisty. Wpisuje moje dane do
komputera, odhacza coś na ankiecie, podaje mi klucz z breloczkiem
przedstawiającym logo NYU i mapę kampusu. Oczywiście krzywa mina nie
opuszcza jej pomarszczonej twarzy. Przyłapuję się na myśleniu, że mam
ochotę rozwalić jej głowę o najbliższą ścianę, ale dalej (fałszywie)
grzecznie uśmiecham się. Na koniec patrzy na mnie osądzającym wzrokiem,
a ja powstrzymuję się od pokazania tej kobiecie środkowego palca.
- Do widzenia, miłego dnia. - staram się być kulturalna.
- Ta, jasne. - odburkuje.
Ah, pieprz się suko.
zegnam
się szybko z Holly, tłumacząc, że jestem padnięta i ledwo trzymam się
na nogach (dosłownie!). Ona to rozumie, bo czuje się podobnie. Proszę
ją jedynie, by napisała mi później jaki dostała pokój, bo jestem
ciekawa czy będziemy mieszkać daleko od siebie, jeśli tak to można
nazwać, bo przecież wszystko jest na jednym kampusie. Zgadza się i na
pożegnanie całuje mnie w policzek. Przekleństwo Jake'a zwraca na mnie
uwagę, więc dość szybko - na ile pozwala mi mój stan - ruszam przed
wejściową bramę. Stoi tam razem z Ashtonem, ledwo radząc sobie ze
wszystkimi walizkami. Wyglądają przekomicznie, wszytko ciągnąc za sobą.
Pewnie Jake by mnie zabił, jakbym zaczęła się śmiać, więc zachowuję
kamienną twarz.
Ashton ma za
zadanie pomóc Holly dotrzeć do dobrego pokoju, a mną zajmuje się Jake.
Razem jakoś radzimy się z moim bagażem. Ja wzięłam swoją torebkę, jedną
walizkę, i dwa dość małe pudła, a Jake całą resztę. No co? On jest
mężczyzną, więc on jest tragarzem.
Przydzielono
mi pokój B105. Wraz z brunetem jedziemy windą na drugie piętro, według
instrukcji na mapie, a następnie udajemy się w głąb długiego jak
diabli korytarza. Nie obyło się bez ciągłego narzekania Jake'a.
- Jezu, Pieprzony, Chryste, co ty masz w tych kartonach? Cegły?! - jęczy, już dysząc, jakby przebiegł maraton.
- Idź nie marudź - burczę, na co przewraca oczami.
Patrzę na małe tabliczki z numerami pokoi. 99... 101... 103...
- Okey, mam! 105!
- Uff, nareszcie.
Odkładam
wszystko na ziemie przed sobą, przetrzepując kieszenie w poszukiwaniu
klucza. Mam! Wkładam klucz w zamek, a następnie go przekręcam. Jakoś
nie wiem dlaczego czuję podniecenie i wstrzymuję oddech. Jestem taka
ciekawa jak wygląda wnętrze pokoju. Otwieram drzwi. Dziwię się trochę,
bo światło jest już zapalone. Ciekawość bierze górę i pośpiesznie
wchodzę do wnętrza, zapominając, że wcześniej położyłam pudła pod swoimi
nogami. Nie zdążyłam się nawet złapać framugi drzwi, przez swoją słabą
koordynację ruchową i z wielkim hukiem upadłam na próg pomieszczenia.
Ałć. Kurwa.
Ałć. Kurwa.
Natychmiast
rozbrzmiewa przerażająco głośny śmiech Jake'a. Zanosi się nim, prawie
dusząc. Nie jestem w stanie się odwrócić, ale dam sobie rękę uciąć, że
pewnie zgięty wpół trzyma się za brzuch i zaraz się posika.
Coś
mnie podkusiło, żeby podnieść wzrok. O nie... Chyba wolałabym nie
wiedzieć, że ktoś jeszcze znajduje się w środku tego cholernego pokoju!
Czemu to zawsze ja muszę się upokorzyć?!
Przede
mną, a dokładniej przed otwartym na oścież oknem stoi średniego
wzrostu, bardzo ładna blondynka paląca papierosa, z szeroko otwartą
buzią i zdziwieniem wypisanym na twarzy. Jednocześnie jej wygląd
oszałamia i przeraża... Nie wygląda na zbyt miłą, zaraz marszy brwi na
mój widok. Ma okrągły kolczyk w nosie, tunele w uszach i jeden kolczyk
pod dolną wargą, z tego co pamiętam jego nazwa to labret.
- Co do kurwy? - przemawia lodowata piękność.
Teraz
naprawdę się dziwię, bo zgasza na popielniczce papierosa i też zaczyna
się śmiać! Ale nie jest to jakie wredne wyśmiewanie mnie, czego
bardziej oczekiwałam patrząc na jej wrogą postawę. Ona była po prostu
rozbawiona moim specyficznym, nagłym wejściem, co było bardziej
wleceniem do pokoju.
Ociera
łzy z twarzy i podaje mi dłoń. Pomaga mi wstać, za co dziękuję i się
czerwienię. Blondynka patrzy na mnie z szerokim uśmiechem.
- Dziewczyno, to było niezłe wejście. Pierdolnięcie, raczej! -
Chichocze. - Moją pierwszą myślą było to, że ktoś mi się włamał do
pokoju!
Nic nie poradzę na to, że także zaczynam się śmiać.
- Nie, to tylko niezdarna ja. Cóż, niezdarność to moje drugie imię -
jak na zawołanie trochę się zakołysałam, a ona odruchowo złapała mnie
za ramię, by uchronić przed kolejnym upadkiem.
- Woah, kurwa, czy ty coś dzisiaj piłaś? - pyta bezpośrednio, co niespecjalnie mnie dziwi.
- Nieźle się najebała, wręcz - wtrąca się Jake, który dosłownie wkopał
moje wszystkie walizki i pudełka z korytarza. Zpiorunowałam go
wzrokiem, a on tylko wzruszył ramionami.
- Drugi współlokator? - pyta zdziwiona dziewczyna. - Widzę, że jesteś
gejem, ale czy to cię usprawiedliwia do mieszkania z laskami? Pojebało
ich na tej recepcji? - nie wiem czemu, ale jej mina kojarzy mi się ze
zdegustowaniem. Wybucham głośnym śmiechem. Oj, potrafi być wredna.
- Nie martw się kochanie, mam już gdzie mieszkać - macha na nią lekceważąco dłonią. Dziewczyna przewraca oczami.
- Tak w ogóle jestem Sophie Henderson, ale wolę, jak mówią na mnie
Soph. - podaje najpierw mi dłoń, potem Jake'owi. Mi także się
przedstawiamy.
- Muszę się z
wami pożegnać, suki, ale jestem padnięty - mówi Jake, a Soph otwiera
buzię, z powodu tego, jak ją nazwał. Zaraz ją uspokajam, że Jake nie
miał nic złego na myśli. Mam wrażenie, że w tej chwili mogłaby dać mu w
twarz. Wygląda na taką laskę, która potrafi porządnie dokopać i
jeszcze dowalić odpowiednim tekstem. Co prawda na początku mnie
przeraziła, ale teraz myślę, że się dogadamy.
- Do zobaczenia później? Możemy umówić się na kawę, czy coś? I mogę
pokazać ci okolicę. Jakby coś się działo, dzwoń! A, zapomniałbym. Za dwa
dni jest wielka impreza w moim bractwie i cię na nią zabieram i to bez
dyskusji! Twoja sukowata współlokatorka także jest zaproszona!
Jake
najnormalniej w świecie wychodzi. Patrzę na Sophie i wzruszam
ramionami. Mam chwilę, by rozejrzeć się po pokoju. Nie jest zbyt duży,
ale też nie za mały. Jak na nas dwie wystarczy. Dwa łóżka piętrowe
postawione są przy ścianach, podobnie jak biurka. Posiadamy po swojej
szafie i dużym oknie. Jest okey. Myślę, że będę musiała wybrać się na
jakieś zakupy po dodatki, bo jakoś tu pusto. Po stronie dziewczyny wiszą
plakaty z jakimiś rockowymi i punkowymi kapelami. Na krześle od biurka
porozwalane ma rzeczy, których pewnie nie chciało jej się chować do
szafy. Nie żeby mi to przeszkadzało.
- Też jesteś na pierwszym roku? Na jakie zajęcia się zapisałaś? - pytam ciekawa.
- Tak, też ze mnie pierwszak. Wybrałam francuski i psychologię, ale
pewnie jeszcze coś mi się odwidzi. Jestem chyba jedyną osobą na tej
pieprzonej planecie, która studiuje, ale nie wie co! Nie no, myślę, że
chciałabym być psychologiem. A ty?
-
Literaturę, teatr i taniec i to właśnie z niego chcę mieć dyplom.
Uczelnia oferuje fajny profil dla tancerzy w tym roku, podobnie jak dla
piłkarzy. Jak się nie uda, mogłabym pracować w wydawnictwie. Lubię
pisać.
Dziewczyna kiwnęła z uznaniem głową.
- Na codzień pijesz o siódej rano? - żartuje. Mój telefon wskazuje 7:28.
- Na co dzień o siódmej w wolny dzień wstajesz, by zapalić? - odbijam
piłeczkę, ale zaraz dodaję. - Poprawka, była szósta. Nie, nie piję o
tak wczesnym porach. Jake wpadł na pomysł, by jakoś uczcić mój przyjazd
pójść do knajpy, zanim zaszyję się w pokoju na parę dobrych godzin by
odespać. Wiesz jak to jest, zmiana tego całego klimatu, picie z rana,
na dodatek o pustym żołądku - wzruszam ramionami. - W każdym razie, nie
polecam!
- Będę pamiętać. A i także poprawka, nie mam dnia wolnego, bo właśnie za półtorej godziny mam pracę.
- Och, a jaką pracę? - pytam zaciekawiona. Ja także muszę czegoś
poszukać, by nie korzystać ciągle z pieniędzy matki. Rzeczywiście, teraz
zauważam, że jest w pełni ubrana i pomalowana.
- Jestem kelnerką. To nie praca moich marzeń, ale trzeba jakoś zacząć.
- Rozumiem. Nie będzie ci przeszkadzać, jak przebiorę się w piżamę? Jestem wykończona, a jedyne o czym marzę, to łóżko!
- Nie ma problemu. Skoczę szybko do łazienki.
Przebieram
się w ekspresowym tempie w moje długie spodnie od piżamy i większy
T-shirt. Nie dam nawet o to, by zmyć makijaż. Ubrania, które ściągnęłam z
siebie kładę poskładane w kostkę na biurku i wskakuję do łóżka. Siadam
w siadzie skrzyżnym i otulam się pościelą, czekając na powrót Soph.
- Wybacz mi, posprzątam jak tylko wstanę, ten cały burdel, który
zrobił Jake. Nie mam po prostu siły. - tłumaczę się, patrząc na moje
pudła porozwalane na środku.
- Jasne, nie ma sprawy. Kurwa, nie bądź taka spięta, Lils - widzę, jak poprawia makijaż.
Podoba mi się ten zwrot. Dzisiaj słyszę go już drugi raz.
- Uh, postaram się. - uśmiecham się przyjaźnie. - To wszystko przez ten cholerny ból głowy.
- Obiecuję ci, że zostawię ci jakieś tabletki. Na pewno, gdy się
obudzisz będzie jeszcze gorzej, znam to! Tak w ogóle skąd jesteś? Masz
taki fajny akcent.
- Dzięki. Z Wielkiej Brytanii. Do tej pory mieszkałam w Londynie. A ty?
- Wcześniej mieszkałam w Seattle.
- Nawet nie wiesz, jak przeraziłaś mnie swoim widokiem. Wydajesz się
taka zimna, sukowata. Przepraszam cię jeśli cię uraziłam, kurwa! - mam
ochotę się uderzyć w czoło. Paplam jak nakręcona. Jezu, ja już nigdy
nie wezmę alkoholu do ust...
Znowu się dziwię. Ona wybucha śmiechem. Czy wszystko co robię i mówię, jest takie zabawne?
- Jest okey. Nie jesteś pierwszą osobą która mi to mówi. Ale to byłoby
kiepskie, jakbym była taką suką jak na co dzień, dla mojej nowej
współlokatorki. W dodatku przydałaby mi się przyjaciółka. - uśmiecha się
ciepło, co nie pasuje do jej wizerunku sukowatej laski. Naprawdę taka
jest? Po tym jaka miła jest dla mnie trudno będzie mi w to wszystko
uwierzyć.
Kładę się, otulając
pościelą. Mam tyle pytań do Soph, ale moje oczy automatycznie się
zamykają. Bardzo mi miło, że chce, byśmy się zaprzyjaźniły.
- Muszę lecieć, bo się spóźnię. Mój szef to kompletny kutas, nie
podaruje mi choćby pięciu minut. Widzę, że zasypiasz. Śpij dobrze, będę
około piętnastej! Mam nadzieję, że będziesz chciała jeszcze pogadać!
- Soph! - wołam jeszcze za nią, bo coś mi się przypomniało. Blondynka
pojawia się w progu, marszcząc czoło. - Czemu mam wrażenie, że z
Jake'iem już się znacie?
Wzrusza ramionami.
- Większość osób tu się już zna, Lils. Byłam na paru imprezach w ich
bractwie. Jake chyba za mną nie przepada, bo weszłam mu raz do łazienki,
kiedy jakiś facet robił mu loda - mówi to tak naturalnie, jakby to
widziała na co dzień. Cóż, może tak wyglądają te popularne, studenckie
imprezy w bractwach?
- Oh, okey. Przepraszam, że cię zatrzymałam. Pójdę spać.
- Do zobaczenia!
--------------------------------
Obudziłam
się około osiemnastej. Tak jak myślałam, straciłam cały dzień na
spanie. Ból głowy był nie do zniesienia, ale tabletka od Soph pomogła
błyskawicznie. Gdy wstałam moja współlokatorka zawzięcie z kimś
sms'owała. Jak się okazało ze swoim byłym - to wyjaśnia te wszystkie
przekleństwa kierowane w stronę wyświetlacza.
Wybrałyśmy
się razem na zakupy, do najbliższej galerii handlowej. Kupiłam do
pokoju parę ozdób, więc teraz będzie u nas całkiem ładnie. Teraz
kierujemy się do Starbucksa. Zajęłyśmy wolne miejsca, wpierw zamawiając
dwie latte.
- Muszę ci
powiedzieć, że nawet kiedy nie pijesz jesteś strasznie niezdarna -
chichocze Soph. Wspomina moje potknięcie się na ruchomych schodach, z
przed pięciu minut.
- Nie śmiej się ze mnie, noo. - jęczę opierając brodę na pięść.
- Okey, okey, nie spinaj się. Nie mogę się już doczekać targów zajęć, a ty? - mówi podekscytowana.
- Targów czego? Boże, czy tylko ja jestem taka nieogarnięta z tym wszystkim?
- Po tym oficjalnym gównie, które rozpocznie rok studencki na dworze
będą stoiska oferujące zapisanie się na dodatkowe zajęcia. Każde
stoisko ma swoje własne zajęcie. Można się tam zapisać do drużyny
piłkarskiej NYU, co za tym idzie także do cheerleaderek. Chciałabyś?
Jest tam pełno innych możliwości, ale te akurat zapamiętałam.
- Oficjalne gówno - świetnie to ujęłaś. Byłam cheerleaderką w ostatniej klasie liceum, ale to był kąpletny nie wypał, bo przez mojego chłopaka nie chodziłam na większość treningów.
- Masz chłopaka? - Kurwa mać.
- Miałam.
- Uh, mogę zapytać co się stało?
- Okazał się być dupkiem, bo kiedy usłyszał, że planuję wyjechać tu na studia, zostawił mnie.
- Kutas!
- Mhm, trochę - ja pierdole, czemu my o nim gadamy? Nie wiem, ale
czuję potrzebę porozmawiania z kimś o tym. - Soph, ja byłam pewna, że
on mnie kocha, rozumiesz? Miał pewne urazy z przeszłości, zarzekał się,
że miłość to gówno i zdarza się tylko w filmach i nudnych książkach.
Robiłam wszystko, by pokazać mu, że można kochać. Bał się, że zostanie
zraniony. Ale nawet nie wiesz jakie to było uczucie, kiedy wreszcie
wyznał mi, że mnie kocha!
-
Ale miał rację mówiąc, że miłość to gówno. Kiedy jesteśmy zakochani
stajemy się inni, miłość powoduje zmiany, a kiedy się kończy, my już
niemamy na nic sił. Ale jednak kiedy jest szczęśliwa dodaje skrzydeł,
powoduje, że widzimy świat przez różowe okulary. To jest zdrowo
popierdolone. - wzdycha, popijając łyk swojego napoju.
Soph dobrze to ujęła. Kiedy jesteśmy zakochani stajemy się inni. Może
dlatego nie widziałam jaki Niall jest naprawdę? Teraz nie jestem w nim
zakochana. Nie.
- Będzie z ciebie świetny psycholog, nie zdajesz sobie z tego jeszcze sprawy.
Kiedy wracamy do domu Holly bombarduje mnie sms'ami. Ugh, ile można?
- Co się dzieje? Widzę, że jesteś wkurwiona - boże, jak ona potrafi
wszystko z człowieka wyczytać. Byłam pewna, że nie daję tego po sobie
poznać. Powiedzieć jej o mojej przyjaciółce-lesbijce która nie daje mi
spokoju, przez swoją zazdrość?
- Oh, dziewczyna, którą uznałam za swoją przyjaciółkę jest lesbijką i
jestem przekonana, że coś do mnie czuje. Nie może się ode mnie odkleić,
a to strasznie przytłacza, bo ja chyba nie czuję tego samego. Myślę,
że jestem hetero. A ona właśnie przedstawia mi swoje akty zazdrości!
Ugh.
W powietrzu rozbrzmiewa jej śmiech.
- Nie śmiej się, suko! Ona jej zazdrosna o ciebie, bo zamiast spotkać się z nią, byłam na zakupach z tobą!
- Może mam do niej zadzwonić i oznajmić wszem i wobec, że nie jestem
na sto procent lesbijką i nie chcę cię wykorzystać seksualnie w naszym
pokoju?
- Nie, ha, ha! Jeśli
jesteśmy już na temacie wykorzystywania seksualnego czasem mam obawy,
że ona mnie kiedyś czymś odurzy i wykorzysta. To straszne. Okey, jest
naprawdę seksowna, szczególnie wtedy, gdy zakłada te wysokie obcasy, a
ja nie mam nic przeciwko całowaniu się z osobą tej samej płci. Ale to
mnie przerasta. Nie jestem gotowa, by ją zranić. Ona wydaje się taka
zadurzona we mnie!
W mojej głowie panuje
jedna myśl. Moje serce należy tylko do jednej osoby, ale ona mnie nie
chce. To smutne, ale nie mogę się rozpłakać. Jestem silna od tak dawna,
dam radę!
- Popełniasz błąd nie mówiąc jej tego. Ona robi sobie jeszcze większą nadzieje.
- Masz rację... - wzdycham.
On
też się nie określił robiąc mi ciągle nadzieję, na lepsze jutro.
Okazał się dupkiem, zostawiając mnie bez wyjaśnienia czegokolwiek.
Czy ja teraz nie robię czegoś podobnego Holly?
--------------------------------
Stoję
pod akademikiem, czekając, aż Harry podjedzie swoim samochodem.
Właśnie spotkam się z Gemmą, siostrą Harry'ego! Jestem taka
podekscytowana, mój brzuch wywija koziołki. Jestem ciekawa, czy jest
podobna z charakteru do Harry'ego, czy może jest jego przeciwieństwem? A
co z wyglądem? Też ma loki i dołeczki? Boże, nie mogę się doczekać!
- Cześć - witam się i daje loczkowi całusa w policzek, zajmując miejsce z przodu.
- Hej - uśmiecha się szeroko.
Harry
zawozi mnie do swojego mieszkania, gdzie ma czekać na nas dziewczyna.
Jak na złość nie chce pokazać mi jej żadnego zdjęcia, ani nic o niej
powiedzieć.
- No proszę,
powiedz mi o niej cokolwiek! Harry. Harry... HARRY! Nie ignoruj mnie!
Umrę z ciekawości, zanim dojedziemy na miejsce - wymachuję rękoma.
Chłopak ciężko wzdycha, ale z jego twarzy nawet na chwilę nie znika rozbawienie. Pogrywa ze mną!
Uderzyłam go lekko w ramię, by wreszcie zareagował.
- No, już dobrze! Co chcesz wiedzieć?
- Jesteście do siebie podobni? - od razu wypalam z pytaniem.
- W zasadzie jesteśmy bliźniętami****...
- Mój Pieprzony Boże, coo?!
Loczek zaczyna się śmiać.
- Ale to takie skomplikowane. Wiesz co to bliźnięta dwujajowe?
- No, tak???
- No, możliwe jest, że w czasie ciąży dojdzie do ponownego
zapłodnienia. Wtedy bliźnięta mają inne terminy porodów. My jesteśmy
takim przypadkiem. A kto mógł się urodzić pierwszy, jak nie ja? ***** -
uśmiecha się triumfalnie, jakby to od niego zależało.
- Ja pierdole, czemu ja o tym nie wiedziałam? - szczęka mi odpadła, aż do ziemi.
Wzruszył
ramionami, jakby to było takie zwyczajne i naturalne. No nie! Właśnie
się dowiedziałam, że Harry ma bliźniaczkę! Jezu, powietrza!
Wachluje się ręką.
- Mózg mi się pali. Za duży przypływ nowych informacji ostatnimi czasy.
Stoimy
przed drzwiami mieszkania Harry'ego i jego siostry (bliźniaczki,
boże!). Serce mi wali, nie wiem nawet dlaczego. Kurwa, jestem idiotką.
Przecież mnie nie zje, co nie?
Harry
przekręca zamek i otwiera drzwi na ościerz, teatralnym gestem
zapraszając mnie do środka. Uśmiech z jego ust nie schodzi nawet na
chwilę. Jest tym taki rozbawiony.
Ostrożnie
przekraczam próg, jakby podłoga miała się zaraz pode mną zapaść.
Rozglądam się dookoła. Wnętrze jest w beżowych barwach z dodatkiem
błękitu. Na przeciw mnie jest wielkie lustro, obok ozdobny duży kwiat.
Oj widzę, że zajmowała się tym kobieca ręka. Muszę przyznać, że Gemma ma
bardzo dobry gust. Świetnie dobrała wszystkie dodatki, sprawiając, że
pomieszczenie (przedpokój) jest bardzo przytulne.
Patrzę
pytająco na Harry'ego, który bierze ode mnie bluzę i wiesza ją na
wieszak w szafie. On jedynie wzrusza ramionami i uśmiecha się tak
szeroko, że na pewno bolą go policzki. Wygląda jakby coś knuł.
- Nie odpowiadam za szkody cielesne. - mruczy z błyskiem w oku.
Co?
- O BOŻE!!! CZEŚĆ, CZEŚĆ! - słyszę głośny pisk, a zaraz do mnie ktoś
podbiega i mocno mnie przytula, że ledwo mogę złapać powietrze. Chyba
teraz wiem o co chodziło Harry'emu... Prawie się duszę.
- Hej... - udaje mi się wydusić.
- Gemma, udusisz Lily - Harry marszczy brwi, ale zaraz znowu widzę w jego zielonych oczach te iskierki rozbawienia.
- O, przepraszam - dziewczyna odsuwa się ode mnie na dłuść ramion. Teraz
jestem w stanie zobaczyć jak wygląda i jezuuu ona jest taka śliczna.
Czuję się przy niej jak brzydkie kaczątko. Dosłownie.
Gemma
ma długie, farbowane włosy, tylko nie mogę odgadnąć ich koloru. Widzę
ciekawy odcień niebieskiego, przemieszanego z jasnofioletowymi pasmami.
Końce włosów zmieniają swoją barwę w inny odcień fioletu, wygląda to
naprawdę ślicznie. Jest średniego wzrostu, ode mnie wyższa jest o jakieś
cztery centymetry. Ma świetną figurę, widzę to ponieważ ubrana jest w
obcisłe legginsy oraz ładny top. Okey, nie ma loków jak Harry, ale za
to widzę, że ma dołeczki! Dodają jej uroku, którego i tak jej nie
brakuje. A i rzeczywiście, jest strasznie podobna do Harry'ego!
Dziewczyna bierze mnie za ręce, uśmiecha się szeroko.
- Ja nie będę wam przeszkał - Harry unosi ręce i czmycha do jakiegoś pokoju.
- I dobrze - burczy Gemma i pokazuje do zamkniętych drzwi język, na co
się szczerze. Przypominają mi się słowa Jake'a " Harry, ona jest
złośliwa tylko dla ciebie" - Jeju, jesteś taka śliczna! Wyglądasz tak,
jak mi opowiadał ten głupek. Zobaczysz, będziemy przyjaciółkami!!!
- Mi za to nie chciał nic o tobie powiedzieć - wydymam usta.
We dwie się śmiejemy.
- Choć, oprowadzę cię po domu!
Gem
pokazała mi całe swoje mieszkanie, które jest cudownie urządzone, ale o
tym już wspominałam. Boże, ta dziewczyna jest tak pozytywnie
zakręcona. Gada jak najęta. Normlnie tak, jakby ktoś nakręcił ją, jak
zabawkę.
Stoimy w kuchni,
czekając, aż woda na herbatę się zagotuje. Dziewczyna biega po całej
kuchni, bo stwierdziłyśmy, że jesteśmy głodne (wiem z czym to się
wiąże, ale na sto procent zdążę później wszystko zwymiotować). No i
wyszło na to, że zrobimy gofry z bitą śmietaną i owocami. Gemmy jest
wszędzie pełno, raz szuka gofrownicy we wszystkich szafkach, raz biega
po wszystkie składniki.
- Gem, stój, wariatko! Pomogę ci - proponuję i zabieram z jej rąk owoce, które zaraz płuczę pod wodą.
- Masz słodkie kapcie! Awww! - zwracam uwagę na jej różowe kapcie-szczeniaczki.
Ma
błysk w oku. Pokazuje gestem uniesionego palca w górę, żebym poczekała
i truskawką w ręce czmyka na przedpokój. Zaraz wraca z podobnymi,
różniącymi się jedynie odcieniem różu. Marszczę brwi, gdyż za bardzo nie
wiem o co jej chodzi kiedy mi je podaje.
- Kupiłam takie same, sama nie wiem po co. Ale jeśli ci się podobają,
to trzymaj prezent - przytula mnie i pokazuje swoje proste zęby w
pełnym uśmiechu.
- A, dziękuję!
We
dwie teraz snujemy się po kuchni w tych różowych szczeniaczkach,
wygłupiając się. Gofry nam się smażą, więc aktualnie nie mamy co robić.
Co za tym idzie bardzo nam odbija. Zaczęłyśmy walkę na bitą śmietanie,
ale gdy w radiu zaczęła lecieć piosenka Beyoncé w duecie z Jayem-Z
Crazy In Love nie dało się nie tańczyć.
- Dawaj tweerkujemy! - krzyczy przez muzykę. Kiedy tylko rozbrzmiewa
refren robimy swoje, ciągle się śmiejąc. Woah, to takie beztroskie!
Jesteśmy całe lepkie, twarze mamy w bitej śmietanie, a na dodatek
kręcimy tyłkami!
Piosenka się
kończy, a my razem z nią tańczenie. I w tym momencie rozbrzmiewa głośne
odchrząknięcie. Patrzę w tamtą stronę, a na progu kuchni stoi Harry i
Louis! LOUIS!!!
- LOU! - podbiegam do niego piszcząc. Rzucam mu się na szyję. - Jezu nie widziałam cię prawie pięć miesięcy!
- Tak, ja też się cieszę, że cię widzę, kochana!
Nie
mogę się powstrzymać i łapię go za rękę i sprawdzam jego nadgarstek.
Widnieje tam mała literka H! Tak jak Harry ma L! BOŻE KURWA MAĆ AWW!
Brunet trochę się czerwieni.
- Nie zawstydzaj mojego chłopaka plus zdemolowałyście mi kuchnie -
Harry żartobliwie marszy brwi. Jedzie po moim policzku palcem, a potem
zlizuje z kciuka bitą śmietanę.
- Ej! Nie widzisz, że to maseczka by Gemma Styles?! Łapy precz!
- Okey, sama tego chciałaś. Louis, kochanie. - ciągnie bruneta za ręke
w głąb korytarza. Patrzę na nich, dopóki nie zamykają za sobą drzwi.
- Egh, poszli się pieprzyć - wzrusza ramionami niebiesko-fioletowo włosa.
- KURWA LILY GOFRY SIĘ PALĄ!!!
Po
uratowaniu sytuacji i zapobiegnięciu pożarowi z gotowym (trochę
przypalonym) jedzeniem poszłyśmy do pokoju Gem, rozwalając się na
łóżku.
- Jutro impreza! - zapiszczała wesoło. - Wiesz w co się ubierzesz?
Ja
w ogóle nie wiem na czym ta impreza będzie polegać. W czym się różnią
imprezy w bractwie od zwykłych domówek? Kto tam będzie?
- Emm, nie wiem czy w ogóle tam pójdę - trochę się rumienie.
- Dlaczego niby nie? Musisz iść i się zabawić! Jak można nie uczcić swojego przyjazdu?!
- Tak naprawdę udało mi się już zabalować i uczcić przyjazd - bąkam pod nosem.
Gemma
patrzy na mnie niezrozumiale, więc wszystko jej tłumaczę. Ma późnej
powód, by ze mnie żartować. Pijana ja i starcie z rudą pizdą - jak to ją
nazwał Jake.
- Mimo wszystko i tak pójdziesz. Przyjadę po ciebie o dwudziestej. Zabierasz kogoś ze sobą?
- Prawie nikogo tu nie znam. Ale wezmę Holly. To moja... Um,
koleżanka? - nie wierzę swojemu głosowi, który nagle stał się strasznie
piskliwy.
Nie umkęło to
Gemmie, zaraz zostałam dogłębnie wypytana o brunetkę. Powiedziałam jej
WSZYSTKO. Temat zszedł na Nialla, ale wolałam ująć go "bardziej
anonimowo". Nie czuję potrzeby wypowiadania jego imienia. Może jestem
głupia, ale wtedy mniej boli.
Gemma
nie chciała mnie zasmucać, więc szybko zmieniła temat. Powiedziała mi,
że spodobał jej się pewny chłopak i będzie on na imprezie. Z jakiegoś
powodu też nie powiedziała jak się nazywa, dodała, że Harry nie może
się o tym dowiedzieć, bo by go zabił - tak właśnie powiedziała! Podobno
faceci mają zasadę "nie ruszaj siotry kumpla", więc teraz wydaje się
to zrozumiałe.
Dowiedziałam
się, że Gemma ma bardzo artystyczną duszę (co na pierwszy rzut oka
widać po mieszkaniu i jej włosach). Chciałby dostać dyplom z wizażu,
dlatego studiuje w tym kierunku. Jej marzeniem jest zrobić w tym
kierunku poważną karierę i być rozpoznawalna, a ja wierzę, że jej się
uda, bo jest niesamowita. Uwielbia farbować włosy, obiecała mi już, że
zafarbuje mi końcówki! Ale chyba bardziej uwielbia makijaż i dobieranie
kreacji. Myślę, że byłaby świetną stylistką.
Zrobiło
się późno, więc czas wracać do domu. Gemma nalegała, żebym została na
noc, ale ja nie chcę robić problemu. Harry zaoferował się, że mnie
odwiezie wraz z Louisem. Na wychodne dostałam w twarz z
kapcia-szczeniaczka, czym także musiałam się odwdzięczyć Gemmie. W
samochodzie byłam świadkiem ciągłeeej gejowskiej sesji obściskiwania
się. Na całe szczęście szybko dotarłam do akademika.
* Impreza w USA! - chodzi o piosenkę Miley Cyrus "Party in USA", którą później dziewczyny razem śpiewają.
**
JFK - w oryginale jest "wyskoczyłam z samolotu na L.A.X, ale ja dla
potrzeb rozdziału zmieniłam na nazwę lotniska w Nowym Jorku.
*** W Nowym Jorku - tu także zmienione, zamiast "w USA".
**** Harry i Gemma bliźniętami - oczywiście w prawdziwym życiu to nie prawda. Wymyśliłam to, bo mogę i chcę :)
*****
Nie wiem jak mam to inaczej wytłumaczyć, ale jeśli ktoś czytał pierwszy
epilog w Totga, to wie o co chodzi! Jeśli to jest dalej niezrozumiałe
wygooglujcie. :)
__________________________________
Cześć misiaki!
Przychodzę
do was z długim rozdziałem, który pisałam przez dwa dni, więc mam
nadzieję, że to docenicie. :) Miałam w planach pisać dalej, żeby
zakończyło się jakoś po imprezie w bractwie, ale będę dla was okrutna
hihi :p W każdym razie miałam straszny problem z internetem. Kuźwa,
myślałam, że urwę jaja tym operatorom, którzy nie chcieli mi go
włączyć!!! Na całe szczęście już jest okey, ale gdyby nie to, rozdział
na pewno pojawiłby się we wtorek, albo chociaż środę. Prolog pisałam z
telefony, co było istą męczarnią, ughhh.
No
dobra, teraz czas na moje podniecenie! Wreszcie ogarnęłam mojego bloga
z impossible (wyglądał koszmarnie!!) i myślę, że jest nieźle. Bardzo
podoba mi się szablon i w ogóle. A wy co sądzicie? :D
Dobra, koniec pierdolenia. Przechodzę do najważniejszego:
JAK PODOBA SIĘ ROZDZIAŁ?
Jeśli tu jesteś, to doceń moją kilku godziną pracę i skomentuj, proszę!
Przypominam, że BEZ KOMENTARZY NIE MA ROZDZIAŁU.
Czy
możecie w komentarzu napisać coś więcej, niż tylko np. "super", albo
"czekam na next'a"? Chciałabym, żebyście napisali co sądzicie o nowych
bohaterach: Słodkim Ashtonie, Sukowatej Soph, Zakręconej Gemmie.
Chciałam przedstawić ich specyficzne charaktery, zachowania itd. Nie
wiem czy mi się udało :/ Chyba jestem w takim czymś kiepska. A jak
przyjeliście to, że Hazza ma bliźniaczkę? :D
Nie
wiem jak ocenicie to podobieństwo do Totga, ale jak przeczytałam parę
miesięcy właśnie tdb i totga, to wiedziałam, że będę musiała tak zacząć
drugą część :)
Jezu Lily nie
może się odpędzić od Holly ;P Cher Lloyd grająca tu Holly wydaje mi
się taka słodka (muszę dodać, że uwielbiam Cher) i jest mi tak szkoda
ją olać w Impo :<< No ale cóż, kiedyś trzeba chyba, nie?
Jak
zawsze myślę, że wyszło strasznie chujowo. Jestem ciekawa, czy chociaż
jako tako dało się to znieść. Jak odpowiada długość? (7666 słów!)
Do następnego! Xoxo.
Nawet nie zdążyłam skomentować prologu, ew xd
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że bardzo spodobał mi się pierwszy rozdział i jestem ciekawa co bedzie w drugim, ale mówisz, ze inspirujesz się nieco totga, więc mogę powiedzieć, że się domyślam :)
Charaktery bohaterów są szalone, wszyscy są niewyżyci i w pewnym sensie mi się to podoba ;)
Buziaki i weny xx
wszystko super tylko moim zdaniem troche za długi, ale po za tym, kocham! :*
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi sie to ff :D
OdpowiedzUsuńprzeczytałam w cały dzień wszystkie rozdziały!! strasznie mi się podoba twoje ff. polubiłam sophie, a w gemmie się zakochałam, jest taka zakręcona i to mi się w niej spodobało:) czekam niecierpliwie na następny rozdział /grizzlybiebz
OdpowiedzUsuńBoze kocham tego bloga! strasznir zaluje ze nie znalazlam go wczesniej! piszesz naprawde swietnie, nie ma sie do czego przyczepic. DZIEWCZYNO TY MASZ TALENT. Jezu nie moge sie doczekac co stanie sie na imprezie (bo na pewno cos sie stanie ja to czuje xd). zycze weny, czekam na nexta xoxo
OdpowiedzUsuń