14 sie 2015

Rozdział 2 (cz.2)

 Rozdział nie sprawdzony, ponieważ jestem wykończona. 
Za błędy bardzo przepraszam.

Wstaję wcześnie rano, by spokojnie skorzystać z łazienki, zanim zapełni się większą ilością studentek. Wczoraj nastawiony budzik budzi mnie o szóstej trzydzieści. Na wpół żywa, ciągnąc za sobą nogi drepczę po pokoju i wybieram sobie ubrania. Biorę pierwsze lepsze jeansy i tank top, potem sięgam jeszcze po kosmetyczkę, ręcznik. Zakładam na nogi swoje cieplutkie różowe kapcie i ruszam opóźnionym tempem do koedukacyjnej łazienki. Ugh, to najgorsze co może być w akademikach.

Biorę szybki prysznic, rozkoszując się ciepłą wodą. Następnie, owinięta ręcznikiem maluje się przy lustrze nad umywalką. Wykonuje pozostałe czynności, a na koniec ubieram się. I mogę spokojnie wrócić do pokoju szczęśliwa, że nie zastałam żywej duszy w łazience i na korytarzu. Wstawanie wcześniej niż wszyscy ma swoje plusy.

W pokoju dalej pusto, Soph jeszcze nie wróciła. Wczoraj napisała mi sms'a, że zostaje u swojego chłopaka Sama, więc żebym się nie spodziewała jej wczesnego powrotu. Chciałam z nią pogadać i wypytać się o to całe bractwo. To takie wkurzające, że jedynie ja nie wiem o co chodzi. Ona musi mieć o tym jakieś pojęcie, była tam pewnie nie raz. Mimo wszystko myślałam, że dziewczyna wróci rano i teraz będę miała możliwość otrzymania informacji. Przecież ona ma pracę i nie może się spóźnić.

Aha, dzisiaj sobota. Głupia ja, Sophie ma wolne. Uderzam się otwartą ręką w czoło na znak mojej głupoty.

Właśnie... sobota. Kurwa, dzisiaj ta cholerna impreza. Wiem, że teraz brzmię niepoważnie, ponieważ lubię imprezy, i tak jakby ciągle na nie chodziłam, ale mam złe przeczucia. Jakoś nie wiem, tam będzie pełno osób których nie zdążyłam poznać, uh, wszyscy wiedzą, że przyjechałam. Nie lubię zwracać na siebie uwagi. Tak samo było w tym cholernym liceum. Teraz możecie uznać mnie za hipokrytkę, zwyzywać mnie od idiotek, debilek itd., ale naprawdę zaczęłam żałować, że wraz z mamą przeprowadziłam się do Londynu. Okey, była to rzecz, której chyba najbardziej pragnęłam no ale gdybym została w tamtej dziurze wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie poznałabym Jego. Wymawianie jego imienia sprawia ból nie do opisania...

Może powinnam napisać Jake'owi, że się nie pojawię? Wiem, że przez to długo nie będzie dawał mi żyć, ale ja się stresuje! Wszyscy się znają, ja za to nie znam prawie nikogo. Znając moich przyjaciół wiadomość o "Nowej Dziewczynie Która Dołączy Do Naszej Paczki!" już dawno się rozniosła. Ugh, ugh.

Miałam właśnie wyciągnąć telefon, by jakoś umówić się z Gemmą, ale nagle drzwi się otworzyły, a do pokoju wpadła zdyszana Soph.

 - Kurwa, spóźnię się do pracy! - zaczęła bombardować pokój, rozwalając wszystko dookoła w poszukiwaniu swojej torby. Była strasznie zdyszana (jakby przebiegła maraton, ale w tych okolicznościach zakładam, że biegła po schodach, ponieważ nie miała czasu czekać na windę), makijaż miała rozmazany, a włosy jakby "po seksie". Pewnie dlatego, że są po seksie! - dodaje moja podświadomość.

 - Eee, Soph?

 - Lily, nie mogę teraz! Ja się do cholery spóźnię, a wtedy te chuj-mój szef...

 - Soph, dzisiaj sobota - na moje słowa automatycznie się zatrzymała. Jej wyraz twarzy mówił sam za siebie. Ledwo udało mi się powstrzymać wybuch śmiechu.

 - Kurwa mać!

Rzuciła się zrezygnowana twarzą na łóżko i wygląda na to, że raczej nie ma zamiaru z niego zejść. Biedna, zapomniała podobnie jak ja jaki dzisiaj dzień tygodnia.

 - Pogadamy? - spytałam wreszcie. Zaraz eksploduję z nadmiaru pytań w mojej głowie. O co do kurwy chodzi z tą wielka imprezą, na którą każdy student jest podniecony?!

 - No jasne, a o czym? - niezauważalnie uniosła głowę z nad pościeli, która tłumiła jej głos.

 - O tej imprezie. Możesz mi coś na ten temat powiedzieć? - cała się czerwienie. Czuję się jak frajer, wszyscy na kampusie się już znają - ja nie znam prawie nikogo, wszyscy chodzą na imprezy tutaj i dla nich to codzienność - ja nie bo niedawno przyjechałam, wszyscy wiedzą o domach bractw - ja nie. Kurwa! Kto w ogóle mieszka tam? Gdzie to jest? Czemu akurat teraz na ten temat jest takie wielkie halo?!

Soph uśmiecha się szeroko. Słysząc moje słowa od razu podniosła się do pozycji siedzącej, jakby miała mi wyjawić jakiś bardzo ważny, ekscystujący sekret. 

 - Do NYU należą dwa domy bractw - zaczęła. - Żeńskie - Alpha Beta Pi, i męskie - to lepsze - Theta Delta Chi. Imprezy odbywają się zawsze w TDC i są zajebiste, do samego rana! Odbywają się przynajmniej raz w miesiącu, ale zdarzają się częściej. W tym bractwie odbywają się także studenckie "przyjmowanie" do drużyny sportowej i cheerleaderek, albo innych zorganizowanych rozrywek, jakie wymyślą studenci. Najczęściej polega to na jakiś dziwacznych konkurencjach, których pomysłodawcami są liderzy. To całkiem zabawne. Kiedyś imprezy w bractwach odbywały się prawie co tydzień i trwały przez całe weekendy, ale było coraz więcej skarg na hałasy w studenckiej dzielnicy. Czy to nie zajebiste? - szczerzy się jeszcze bardziej.

Kiwam ze zrozumieniem głową. Moja podświadomość robi notatki w zeszycie spisując każde słowo Soph, jedząc na skórzanym fotelu z założoną nogą na nogę. Ale ja szczerze nie jestem do tego przekonana. Każdy tak się tym podnieca. Czym to się różni od zwykłej domówki? Więcej alkoholu i dragów? No proszę was, nic nowego...

 - Ten dom bractwa - kontynuuje - jest ogromny. Ma chyba wszystko: basen, niezliczoną ilość sypialni i łazienek, wielki salon, pokój gier, nawet pokój robiący za bzykalnie! Zoczysz, spodoba ci się. Ciekawostką jest to, że większość tych tak zwanych "braci" jest w drużynie piłkarskiej NYU i jutro będą między sobą wybierać kapitana. To właśnie sprawiło, że każdy chce tam być i dowiedzieć się kto zostanie kapitanem. Dam sobie rękę uciąć, że zostanie nim N-Kurwa.

 - Co?

Tak w ogóle nie wiem czemu czuję się zawstydzona. Niby robiłam kiedyś to z byle jakimi facetami - czego żałuję, pierwsze pieprzenie mam już za sobą i mogę powiedzieć, że jestem już dosyć dobrze doświadczona, ale i tak jestem skrępowana tym co mówi Soph. Moje policzki wyglądają jak dwa świeże pomidory. No bo jak można mieć w domu "bzykalnie"?! Jakaś dla gości, czy może domowników?

 - Sam pisze, że zepsuł mu się samochód i nie da rady po nas przyjechać. Czy mogłabyś załatwić z Pedałem-Jake'iem, żeby nas zabrał?

Pedał-Jake? Dobre! Muszę zacząć go tak nazywać...

 - Myślę, że to nie będzie konieczne. Siostra mojego znajomego Harry'ego zaproponowała, że przyjedzie po mnie. Zabierzesz się ze mną i Holly - wzruszam ramionami.

 - Harry'ego Stylesa?

 - Tak. Czy ty wszystkich znasz na tym kampusie? - pytam z niedowierzaniem.

Wzrusza ramionami. Jakoś nie chce się zagłębiać w ten temat, bo zaraz się dowiem, że też widziała, jak Harry obciągał Louisowi w łazience czy cokolwiek innego, co jest nieprzyzwoite.

Dziewczyno, całe te studia są nieprzyzwoite! Przyzwyczaj się. Od kiedy udajesz taką cnotkę niewydymkę? Kiedyś seks to było twoje hobby, jesteś żałosna. Ugh, moja podświadomość chyba mnie nienawidzi...

Co ja w ogóle pieprzę? Tam napewno będzie wszystko nieprzyzwoite, kiedy pójdę tam do domu bractwa, gdzie się upiję, zabawię, potem porzygam, a wszystko przy nieodstępującej mnie słodkiej Holly. Sama nie wiem czy był to sarkazm. 

 - W co się ubierasz? - pytam, ponieważ sama nie mam zielonego pojęcia co mam założyć. 

Soph wstaje z łóżka i siada przed komputerem, znajdującym się na biurku. Widzę, jak przegląda twittera, za chwilę ponownie się do mnie odwraca i wzrusza ramionami. 

 - Nie wiem, ale zostaję przy swoim stylu. Rzadko rezygnuję z grunge'u - uśmiecha się lekko i znowu odnajduje się w swoim zajęciu. - Boże, ludzie twittują o tej imprezie jak szaleni! 

Myślę, że Soph nie jest jedną z tych dziewczyn, które kochają ubierać się w sukienki, spódniczki i w ogóle, a na imprezach szaleją bardziej odkryte, niż zakryte przez te wszystkie szmatki. I okej, grunge jako styl ubierania podoba mi się, ale sama jakoś bym się w tym źle czuła. Muszę sobie jakoś poradzić sama, ale to dobry odpoczynek od tych wszystkich lal, które nie widzą nic poza swoim wyglądem.

Po paru godzinach, podczas, gdy Soph serfowała po internecie, ja zaczęłam się malować. W tle leciał ukochany zespół dziewczyny - Nirvana i było to całkiem przyjemne, choć nie na co dzień słucham takie rodzaju muzyki. Zrobiłam sobie na powiece kreski z ogonkiem, wytuszowałam rzęsy, a usta pomalowałam różową szminką. Włosy zostawiłam naturalnie lekko kręcone. Ubrałam się we wcześniej wybraną czarną, rozkloszową spódniczkę i biały crop top. Do tego czarne koturny i torebka tego samego koloru i byłam w pełni ubrana. Soph przyszykowanie się nie zajęło dużo czasu. Do swoich boyfriendów ubrała większy t-shirt z nazwą jakiegoś chyba rockowego zespołu, który zawiązała w supeł nad pępkiem, gdzie miała kolczyk. Spodobał mi się, przez myśl nawet mi przeszło, że także chciałabym taki mieć. W sumie na razie wystarczy mi mój kolczyk pomiędzy piersiami. Dalej nie mogę uwierzyć, że udało mi się ukryć go przed mamą i uniknąć wielkiej awantury. Pewnie uznałaby, że On zmusił mnie do tego, jeszcze bardziej by go znienawidziła...

Ale co mnie to teraz obchodzi? 
 

-----------------------------


Dochodziła dwudziesta pierwsza, a już na dobre siedziałam w samochodzie Gemmy, wraz z nią, Holly, Soph i Harrym. Poznałam Gemme i Sophie z moją kumpelą, ponieważ jeszcze jej nie znają. Wydaje mi się, że od razu ją polubiły, za tą bezpośredniość i zapał do imprezowania. No dobra, po Gemmie widziałam, że zauważyła jak brunetka się do mnie klei, ale starałam się to zignorować (co nie do końca jej wychodziło, bo widziałam czasem jak się krzywi i wysyła mi spojrzenia mówiące "już wiem o co ci chodziło z tą laską!" albo "to obrzydliwe"). No ale co mogło mi przeszkadzać w tym, że Holly leżała na mnie przytulona na tylnym siedzeniu...? 

Jak się okazało Soph tak samo jak jej chłopak Sam są w paczce moich znajomych, co szczerze bardzo mnie cieszy. Sam spotyka się z moją współlokatorką od dwóch miesięcy, poznali się na jednej imprezie w bractwie i Harry stwierdził, że Sophie jest jego damską wersją. Mam wrażenie, że też będzie mnie onieśmielał i wyglądał na wrednego. Sam mieszka w bractwie i zostałam ostrzeżona przez loczka, że bywa czasem opryskliwy. Uh, okej? 

Jakoś w połowie drogi Holly przypomniała sobie, że ma w torebce wódkę i tak zaczęło się picie z jednej butelki w samochodzie. Wszystkim to jak najbardziej odpowiadało, nawet Gem jako kierowca nie odpuściła paru kolejek. Byłam jedyną osobą, która odmówiła jak na razie alkoholu.  Zaczęłam myśleć nad tym jak wrócę do akademika? No bo Soph pewnie zostanie z Samem, Gem u Harry'ego bo nie będzie w stanie prowadzić, Holly będzie obojętne gdzie śpi, a ja? Nie chce spać z kimś w przypadkowym pokoju, to nie te czasy. Tak właśnie postanowiłam, że będę "tą odpowiedzialną" tej nocy. Chyba to lepsze niż zarzyganie biednym chłopcom łazienkę.

Dojeżdżamy na miejsce, pod dużą rezydencję, która musi być owym bractwem. Mogę już usłyszeć dudniącą klubową muzykę zza murów domu. Wszyscy podekscytowani, w imprezowych nastrojach wyszli z samochodu. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za nimi.

Na dworze jest już ciemno, ale lampy na ulicy umożliwiają mi dobre widzenie. Dom jest bardzo duży i robi wrażenie. Cały jest z czerwonej cegły, po jednej stronie ceglaną ścianę obrasta pnący się bluszcz. Z drugiej strony widzę napis "Theta Delta Chi" napisany jakby czarną farbą na murze, choć nie jestem pewna. Na chodniku jest zaparkowane mnóstwo samochodów, a na trawniku przed domek stoi grono osób z czerwonymi kubkami w dłoniach, a nad nimi unosi się dym papierosów, a może i nawet jointów. Wydaje mi się, że impreza musiała już się trochę rozkręcić, gdyż owi nieznajomi trochę chwieją się na nogach. Imponująca posiadłość wręcz huczy, a ja nic nie poradzę, że się uśmiecham. Może nie będzie aż tak źle? 

Czuję, że ktoś wysoki objął mnie ramieniem, gdy kierujemy się przez chodnik do wejścia. To Harry, trochę chwiejący się na nogach przez picie w pośpiechu (bowiem postanowili, że muszą wszystko wypić do dojechania na imprezę). 

 - No to co mała? Zaczynamy imprezę! - krzyknął mi do ucha, prawie upadając, gdybym zawczasu go nie złapała.

Razem wchodzimy na imprezę. I woah, nie spodziewałam się takiego tłumu. Ledwo można się przecisnąć przez tańczące, spocone ciała dobrze bawiących się studentów. Harry prowadzi nas wgłąb pomieszczenia, zaraz wręczając nam alkohol w tych typowych czerwonych kubkach. Jest ciemno, czasem padają na nas kolorowe światełka, niczym z kuli dyskotekowej. Widać, że chłopak zna to miejsce jak własną kieszeń i często tu bywa. Przyłapuję się na myśleniu, że tu pewnie spotyka się z Louisem. 

Idę za Holly, która kroczy przede mną w swoich zabójczo wysokich koturnach. Ma na sobie białe szorty, które podkreślają jej zgrabny tyłek i krótką kolorową bluzeczkę.Co chwila dziewczyna się do mnie odwraca, puszcza mi oczko, i robi dużo innych rzeczy i pewnie gdybym była facetem strasznie by mnie to prowokowało. Zdecydowanie weszło jej już w głowę.

Zajmujemy miejsca na narożnych kanapach. Harry przysiadł się do mnie obejmując mnie ramieniem. Soph oznajmiła, że idzie szukać swojego chłopaka i zniknęla gdzieś w tłumie tańczących, spoconych ciał. Jestem zmuszona słuchać jego pijackiej gatki. Czuję, że dzisiaj nie będzie łatwo, gdy jako jedyna będę trzeźwa. Mam tego dosyć i zabieram kubek z wódką z ręki Harry'ego i pijąc go na przemiennie z moją kolą czuję się już lepiej. 
 
 - Ej, maleńka! To mój kubeczek! - bełkocze Harry, na co zaczynam się śmiać. - Przełożyłbym cię przez kolano i dał ci klapsy za karę, ale... 
 
 - Jesteś gejem! - pojawia się przy nas Louis ze zmarszczonymi brwiami. Chyba jest zły. 
 
 - Louis! - oczy Harry'ego się powiększają, a na jego usta wkrada się leniwy uśmiech. Powoli wstaje, a zaraz rzuca się w ramiona swojego partnera. - Choć tu kochanie... 
 
Ugh, czy ja muszę oglądać, jak Harry ssie twarz Louisa? Opadają razem na kanapę w moim pobliżu, Lou siedzi na kolanach loczka, ich nogi są splątane, a usta połączone. Czy ja słyszę dźwięk ich chaotycznie stykających się języków?! 
 
 - Znajdźcie sobie pokój - słyszę czyjś dobrze znajomy głos. 
 
Odwracam głowę i widzę Zayna, nonszalancko opierającego się o ścianę. W jednej ręce ma kubek z alkoholem, a drugą włożoną ma w kieszeń. Jego biały T-shirt idealnie opina jego mięśnie, a także odsłania tatuaże. Snapback miał daszkiem do tyłu, na twarzy widniał lekki zarost. Wygląda tak gorąco i seksownie jak go zapamiętałam. W tej chwili uśmiecha się do szeroko. 
 
 - No co, nie przywitasz się ze mną? - zapytał drwiąco, a ja na to pytanie zerwałam się ze swojego miejsca. Nie czułam się ani trochę skrępowana tak jak kiedyś - otwarcie przytuliłam go, zarzucając mu ręce na szyje. Chyba ucieszył się z takiej reakcji, ochoczo odwzajemnił uścisk, łapiąc mnie za biodra. Nie wiem czemu, ale na skórze, gdzie aktualnie ma dłonie pojawiła się gęsia skórka. 
 
 - Wow, jak my dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie? - zapytał, gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy. Jednak jego dłonie zostały na tym samym miejscu. 
 
 - Zayn?! 
 
Doszedł do mnie piskliwy ton, a zaraz ujrzałam skąpo ubraną blondynkę, z za dużą warstą błyszczyku na ustach, która mierzyła nas morderczym wzrokiem. 
 
Dokładnie zobaczyłam, jak Zayn przewraca na nią oczami i z niechęcią wypisaną na twarzy zabiera ręce z moich bioder. Blondynka, która wygląda jakby bawiła się w zabawę o nazwie Kto założy krótsze szorty doskoczyła do mulata i pośpiesznie objęła go w okół pasa. Co do kurwy? Zayn ma dziewczynę? 
 
 - Uh, Lily to Perrie - powiedział dramatycznie wzdychając. Czy ona tego nie słyszy, czy może jest głupia? 
 
 - Perrie, dziewczyna Zayna - poprawiła go jadowitym tonem intonując dwa ostatnie słowa. Szczerzyła się do mnie bezczelnie. Boże zluzuj trochę, dziewczyno. - A ty to pewnie ta znana Lily, czyż nie? 

Znana Lily? Ona wie co łączyło mnie z Zaynem? Może dlatego pała do mnie taką nienawiścią...
 
 - Perrie, myślę, że powinniśmy iść zagrać w piwnego ping ponga, co ty na to? - Zayn chcąc uratować sytuację wolał zabrać ode mnie nadmuchaną perrie. Gdy odchodził bezdźwięcznie powiedział do mnie "przepraszam za nią" co wyczytałam z ruchu jego warg. Widać, że był strasznie zakłopotany. 

Yh, to było dziwne. Bardzo dziwne. 
 
Z osłupienia wyrwał mnie wesoły okrzyk Liama, który kroczył do mnie z jointem w ręku. Jego oczy były przekrwione, co wyjaśniał papieros z marihuaną w jego dłoni. 

 - Witaj Lils! - zamknął w nas niedźwiedzim uścisku. Jest bardziej umięśniony, niż wtedy gdy ostatni raz go widziałam. - Dalej jesteś taka niska! - zaczął rechotać. 

 - Ej! - żartobliwie uderzyłam go w ramię. Nie lubię gdy ktoś żartuje sobie z mojego wzrostu. - Mam koturny wielkoludzie! 


-------------------------------------


Na wpół kontaktująca Gemma pomaga mi dotaszczyć Holly do przypadkowej sypialni, gdzie mogłaby się przespać. Jest zalana w trupa, całkowicie odleciała. Chyba już nikt nie jest trzeźwy, oprócz mnie. Wypiłam jednego drinka i wyzerowałam kubek Harry'ego zanim nie przyssał się do Louisa niczym glonojad. No dobra, były jeszcze ze trzy piwa, ale i tak trzymam się najlepiej ze wszystkich. Kręci mi się jedynie w głowie. 

Gdy schodzę z Gem po schodach z powrotem na parter dobiegają do nas dzikie hałasy. Wiele studentów wiwatuje, krzyczy, a dziewczyny piszczą bardzo się z czegoś ciesząc. 

 - Lily, szybko! Właśnie wybrali kapitana drużyny! - dziewczyna zaczęła ciągnąć mnie za rękę, zbiegając po schodach. Nie mam pojęcia jak to zrobiła w swoich obcasach, po procentach. 

Nie miałam zbytniej ochoty, na przepychanie się w tłumie by dowiedzieć się kto został kapitanem. Z okrzyków w sumie także nic nie wynikało, albo były chaotyczne, albo brzmiały mniej więcej jak "Gratulacje, Kutasie!". Szczerze mało mnie to obchodziło, rozbolała mnie  głowa. 

Usiadłam na kanapie, pomiędzy jakimś śpiącym gościem, a obściskującą się parą, która była bliska uprawiania publicznego seksu. Wzięłam ze stołu paluszki i zrezygnowana zaczęłam cicho chrupać, bo co innego miałam do roboty? 

Niedługo potem krzyki wreszcie ucichły i było słychać przynajmniej muzykę. Wszyscy powrócili do tańczenia i dobrej zabawy. Przede mną dwie drużyny grały w piwnego ping ponga. Zachciało mi się bardzo pić, więc ruszyłam na poszukiwanie kuchni. Jak się okazało była połączona z salonem. Do plastikowego kubka nalałam sobie wody, gasząc pragnienie. Moją głowę ponownie opętała myśl o treści "jak ja wrócę do domu?". Chciałam się zapytać kogoś o najbliższy przystanek autobusowy, gdy usłyszałam głos. Dam sobie rękę uciąć, że go znam. 

 - Mała, podaj piwo! 

Odwracam się na pięcie w stronę dobiegającego głosu i w tym samym momencie prawie upuszczam szklankę, którą aktualnie trzymam w dłoni. 

Przede mną stoi chłopak, bez koszulki. Na jego nagim, umięśnionym torsie w poprzek, markerem dużymi literami napisane jest "Kapitan", a w nie których miejscach ma narysowane mniejsze penisy. Jego jeansy zwisają luźno z bioder, a gumka bokserek Calvina Kleina kusząco wystaje. I wszystko naprawdę byłoby okej, gdyby tym chłopakiem nie był Niall.


_____________________

 Nie podobają wam się długie rozdziały, to nie :P Macie takie zakończeni, proszę bardzo! 
Bardzo przepraszam za długą nieobecność, no ale cóż... wakacje! 
Jest trochę późno i jestem zmęczona na maksa, dlatego bądźcie wyrozumiali za te wszystkie błędy i niedociągnięcia jakie znajdziecie. 
 
Mogę bardzo prosić o dużą liczbę komentarzy? Xx 
 
To od was zalezy kiedy pojawi się next: 
 
KOMENTARZE = NOWY ROZDZIAŁ
 
Do następnego! xx 

2 komentarze:

  1. Ciekawy styl pisania, inspirowany totga, co mi się podoba i dzięki czemu mogę trochę przewidzieć co się stanie xd
    długość rozdziału jest w sam raz i nie mogę się doczekać następnego ! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz sie nie moge doczekac następnego rozdzialu <33

    OdpowiedzUsuń