3 maj 2015

Rozdział 46

 46. "Nigdy nie będziesz cierpieć."


     Nadszedł ten dzień. Dzień, którego najbardziej się obawiałam w ostatnim czasie. Dzisiaj Niall miał swoją kolejną nielegalna walkę, której miałam być świadkiem. Przerażała mnie perspektywa oglądania go, kiedy będzie bity, lub sam będzie wymierzać ciosy. Rzadko widziałam go w takim wydaniu. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Przecież podczas takich walk wszystko jest możliwe. Nie chcę nawet o tym myśleć, że może mu się coś stać...
     Przez sześć godzin w szkole siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc przestać myśleć o nadchodzącym wydarzeniu. Nialla nie było dzisiaj - to chyba oczywiste, musiał przygotować się do walki.To doprowadzało mnie do jeszcze większego obłędu.
Nie mogłam się na niczym skupić, byłam wręcz nieobecna. Myśli krążyły tylko wokół niebieskookiego blondyna. Kiedy wybiła godzina czternasta, a ja wreszcie wyszłam z budynku liceum, stałam się jeszcze bardziej niespokojna. Z blondynem miałam spotkać się już na miejscu, tak więc szybko ruszyłam na przystanek autobusowy. Autobus zawiózł mnie na miejsce w niecałe piętnaście minut i już za chwilę stałam przed "opuszczonym" budynkiem, gdzie miało się właśnie wszystko wydarzyć.
     Pchnęłam masywne drzwi, które z oporem wreszcie mi uległy. Weszłam do środka. Panował mrok, światło wlatywało jedynie z małego okienka gdzieś w dali, aż mogłam zobaczyć panujący w słońcu kurz. Podskoczyłam nagle w miejscu, bo zauważyłam, że z boku stoi jakiś przerażający facet i mi się przygląda.
 - Czego tu szukasz, maleńka? To nie miejsce dla takich jak ty. - warknął, aż zadrżałam. Zmierzył mnie śmiałym wzrokiem od stóp do głów, co trochę mnie przestraszyło.
Zz tą maleńką to wypierdalaj, huh. 
 - Gdzie znajdę Nialla? - zignorowałam jego wypowiedź. Pomimo, że był przerażający nie miałam zamiaru pokazać mu mojego lęku.
Napakowany facet przede mną uniósł wysoko brwi i skrzyżował ramiona na piersi. Uśmiechnął się szeroko, bezczelnie.
 - A kim ty w ogóle jesteś, śliczna?
Daruj sobie kutasie. 
 - Jestem dziewczyną Nialla. To powiesz mi w końcu gdzie on jest, czy mam go sama znaleźć? - uniosłam się trochę. Ten kretyn mnie irytował.
Prychnął, słysząc moją wypowiedź.
 - Prosto i trzecie pomieszczenie na lewo, maleńka. - mrugnął do mnie.
Jeb się. 
     Poszłam na wskazane przez niego miejsce. Korytarz był długi, ze ścian odchodziła biała farba. To miejsce musiało być odnawiane dobre dwadzieścia lat temu. Śmierdziało wilgocią. Nigdzie nie było okien, ani jakichkolwiek mebli. Po prostu pustka. Drzwi o których mówił tamten dziwny facet były otwarte, a nie zamknięte na klucz. Ulżyło mi, bo zaraz miałam zobaczyć mojego Nialla.
Bezproblemowo mogłam wejść do środka. Kiedy pchnęłam drewnianą powłokę wkrótce ujrzałam Nialla, stojącego do mnie tyłem, akurat w tej chwili ściągającego koszulkę; miał ba sobie jedynie luźne spodenki. Zakradłam się nie postrzeżona, cicho stąpając na palcach. Owinęłam wokół jego pasa drobne ramiona, a ten odwrócił się jak poparzony. Popatrzył na mnie zdziwiony i tak jakby, był zły?
 - Lily? Miałaś do mnie zadzwonić, żebym po ciebie wyszedł. Nie możesz się tu sama kręcić. Jest tu niebezpiecznie!
Zignorowałam go i jego uwagi. Wtuliłam się w jego nagą pierś, przyciskając go do siebie najmocniej jak tylko potrafię. Chciałam go zachować przy sobie i już nigdy nie puścić. Przemawiał przeze mnie strach. Strach o niego; nie chciałam, by stało mu się coś złego.
 - Lily?
Nie odpowiedziałam. Za to energicznie mrugałam, by powstrzymać nadchodzącą falę łez, która była już blisko.
 - Kochanie, spójrz na mnie. - odezwał się ponownie. Jego głos przepełniony był troską.
Wziął mój podbródek i uniósł moją głowę tak, że teraz mieliśmy kontakt wzrokowy.
 - Nic się niestanie, rozumiesz?
Pokiwałam potakująco głową.
 - Obiecuję. - pocałował mnie czule w czoło. Chciałam złączyć nasze usta, ale właśnie w tym momencie drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, aż podskoczyłam w miejscu.
W progu pojawił się ten sam facet, który wcześniej powiedział mi gdzie mogę znaleźć Nialla. Mierzył nas surowym wzrokiem.
 - Gotowy? Zaczyna się za pięć minut; masz już pojawić się na ringu. - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Blondyn cicho westchnął, złapał mnie za rękę i mocno ścisnął moją dłoń, co miało dodać mi otuchy. Prowadził mnie do sali, gdzie zaraz miał zacząć się koszmar.
      Stanęłam pod ścianą, blisko ringu, w którym już Niall szykował się do rozpoczęcia walki. Ludzi było pełno, panował ogólny hałas, ponieważ większość krzyczała imiona zawodników. Wszystko wydawało się takie zamglone, chciałam, by było już po wszystkim. Na drugą stronę ringu wyszedł wysoki, dobrze zbudowany brunet z parodniowym zarostem. Uśmiechał się bezczelnie, a ja miałam ochotę ściągnąć mu ten uśmieszek z twarzy. Ostatni raz złapałam kontakt wzrokowy z niebieskookim. Puścił mi oczko i uśmiechnął się lekko, mając na zębach ochraniacz. Próbował mnie uspokoić, choć na niewiele to mu się zdało. Usłyszałam gwizdek sędziego i się zaczęło. Brunet pobiegł do Nialla, chcąc pierwszy zaatakować, ale już dostał cios prosto w twarz. Zaciskałam mocno pięści i modliłam się w duchu o zwycięstwo mojego ukochanego. Szło mu naprawdę dobrze; wyglądało na to, że ma przewagę. Tylko, że... O BOŻE. Brunet wkurzył się nie na żarty po kolejnych ciosach zadanych w brzuch i oddał Niallowi, aż wylądował na materacu ringu. Zakryłam przerażona usta, bo się nie podnosił.
 - Niall! - krzyknęłam przerażona zwracając tym uwagę paru osób wokół mnie.
Brunet nachylił się nad Niallem, ale... został od razu powalony. Wściekły do czerwoności Niall zadawał ciosy bez opamiętania, leżąc na przeciwniku. Mój mózg już nie pojmował co się dalej działo. Usłyszałam ponownie gwizdek, a moje oczy dojrzały jak sędzia musi odciągać blondyna od leżącego przeciwnika. Był wściekły; jego oczy były nieobecne. Bez opamiętania uderzał w nieprzytomnego bruneta. Był jak w amoku, jeszcze chwila i mógłby go zabić...
     Walka się skończyła, ale ja już nie mogłam wytrzymać. Byłam przerażona, emocje wzięły górę. Nie oglądając się za siebie wybiegłam stąd prosto przed siebie. Korytarz wydawał się coraz bardziej dłużyć, ale wreszcie dostałam się na powietrze, z tyłu budynku, przez najbliższe drzwi. Było tu mnóstwo samochodów. Zrozumiałam, że wszyscy muszą niepostrzeżeni wchodzić tędy, a nie tak jak ja. Przykucnęłam pod ścianą. Drżącą ręką zakryłam sobie twarz, próbowałam zaczerpnąć trochę powietrza. Przed oczami miałam ciągle obraz leżącego na ringu Nialla, a potem jego który... który prawie zabił tego faceta. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, że on jest niebezpieczny. Gdyby nie sędzia brunet by nie żył...
 - Lily?
Poczułam dużą dłoń na moim ramieniu, a zaraz ta osoba przykucnęła przede mną. Zaczęłam głośniej łkać, gdy zrozumiałam, że to Niall. Nie płakałam bo się go bałam, bo wcale tak nie było. Płakałam, ponieważ ta sytuacja mnie przerażała. Nie mogłam uwierzyć w te parę oblicz, które skrywa chłopak, w którym jest bezgranicznie zakochana.
 - Lily, kochanie.
Jego głos był taki łagodny. Taki niepodobny to obrazu w mojej głowie.
Wstał, czułam jego cień padający na moją postać. Nachylił się nade mną. Poczułam jego ręce, wkrótce podniósł mnie na ręce i mocno przytulił. Pocałował czubek mojej głowy i wtulił głowę w moje włosy. Jego oddech był przyspieszony, tak samo jak mój. Łzy dalej ciekły po moich policzkach.
 - Przepraszam, kochanie. Tak bardzo przepraszam. - wyszeptał wprost do mojego ucha.
Niósł mnie gdzieś, wreszcie na niego spojrzałam. Robił mu się siniak na policzku, miejsce było trochę opuchnięte. Dalej był bez koszulki, nie zdążył się przebrać, bo wybiegł za mną. Jedynie nałożył obuwie. Jego włosy były zmierzwione po walce; patrzył na mnie z troską i strachem. Strachem, że mnie straci?
Owinęłam jedną rękę wokół jego szyi i cmoknęłam obojczyk. Lekko się uśmiechnął. Nagle się zatrzymał, co znaczyło, że jesteśmy na miejscu. Jak się okazało, przy jego samochodzie. W milczeniu otworzył drzwi od strony pasażera i posadził mnie w środku. Zapiął mój pas, a mi wydało się to naprawdę słodkie, że się mną tak opiekuje. 
 - Zaraz wracam, poczekaj na mnie, słoneczko. - cmoknął mój policzek i spojrzał mi w oczy. Pokiwałam potakująco głową na zgodę. Za chwilę zatrzasnął za sobą drzwi i szybkim krokiem odszedł do tylnego wejścia budynku, pewnie wracając po swoje rzeczy. 
Głośno wypuściłam powietrze. Na całe szczęście już po wszystkim, zaraz znajdziemy się w domu i zapomnę o tym co się stało...
     Niall wsiadł do samochodu. Był już w swoich ubraniach, włosy były lepiej ułożone, za to siniak na policzku zrobił się jakby ciemniejszy. Miał na sobie szarą bluzę, co trochę mnie zdziwiło, ponieważ było dzisiaj naprawdę ciepło, no ale cóż. 
Odpalił samochód i włączył cicho radio. Jechaliśmy w ciszy; ciągle trzymał rękę na moim kolanie. Co jakiś czas spoglądał na mnie kątem oka. Odpowiadało mi, że nic nie mówiliśmy. To było bardzo kojące. 
Mój telefon zawibrował w kieszeni mojej jeansowej kurtki, którą obecnie miałam na kolanach. Jak się okazało miałam wiadomość, ale nie spodziewałabym się nigdy, że właśnie od tej osoby.

 Zayn: Spotkajmy się jutro o dwudziestej w clubie Amnesia. Musimy pogadać.

Zmarszczyłam brwi i odczytałam jeszcze dwa razy nową wiadomość od szatyna. Nie miałam pojęcia co on ode mnie chce. Musiałam jednak udać, że nic się nie stało, by Niall nic nie podejrzewał. 

***

     Dojechaliśmy pod dom Nialla po dziesięciu minutach stania w korkach. Jak zwykle nie było pani Horan, mieliśmy dom tylko dla siebie. 
    Usiadłam na łóżku Nialla, a tez zaraz zrobił to samo, drapiąc się niezręcznie po karku. 
 - Lily jeszcze raz...
 - Obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz w ten sposób walczył. - przerwałam mu. 
Milczał. Patrzył na mnie z bólem, a w moich oczach widniały łzy. 
 - O-obiecaj. - głos mi się załamał. 
 - Obiecuję, Lily. Choć tu księżniczko. - przyciągnął mnie do siebie i zamknął w mocnym uścisku. Położyłam się na jego nogach, przytulona do jego torsu. 
Ulżyło mi, tak bardzo mi ulżyło. 
Pocałował mnie w szyję, a potem w szczękę, a ja wreszcie zdobyłam się na uśmiech. Wzięłam jego rękę, którą głaskał moja twarz i zaczęłam bawić się jego palcami. Zahaczyłam przez przypadek o rękach, podwijając go, a moje serce stanęło.
Podwinęłam go całkowicie, a moim oczom ukazał się pocięty nadgarstek chłopaka. Te razy były nowe, wcześniej ich nie widziałam. Zakuło mnie od środka, widząc to. Ale... 
Nagle przypomniał mi się jeden fakt, przez który sobie to zrobił. Przypomniała mi się nasza kłótnia, kiedy on o mnie walczył, a ja siedziałam z Zaynem, który mnie "pocieszał". Czyli, to wszystko przeze mnie... On zrobił sobie krzywdę, ponieważ go zraniłam...
Popatrzyłam na niego przerażona. To były tylko ułamki sekund. Zauważył, że widziałam. Jego wyraz twarzy od razu się zmienił, otworzył usta, by już coś powiedzieć, ale ja już biegłam na korytarz. 
Wbiegłam z hukiem do łazienki blondyna i przetrzepałam jednym szybkim ruchem szafki, aż wreszcie znalazłam to, czego chciałam. Miałam w ręce żyletkę i nie zastanowiłam się nawet co chcę zrobić. Jeśli to ja sprawiłam mu ból, to ja będę cierpieć, a nie on. On na to nie zasługuje. 
Szybkim ruchem przejechałam ostrzem po skórze, mocno przyciskając go di nadgarstka. Czułam pieczenie, ale zignorowałam to, tak samo jak strużki krwi płynące z mojego nadgarstka. Zdążyłam zrobić parę szybkich cięć w naprawdę ekspresowym tempie, ale do łazienki wbiegł przerażony Niall. Jego wzrok złapał mój, a następnie nadgarstek. Otworzył szeroko oczy, jak i usta. Wyrwał mi ostre narzędzie z ręki i rzucił je gdzieś na ziemie, z dala od nas. Złapał mnie za rękę i z niedowierzaniem patrzył raz na nią, raz na moją twarz oszpeconą łzami. Próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był zbyt mocny. 
 - Puść mnie! To ja muszę cierpieć, nie ty! - płakałam głośno. 
Nie puścił mnie; przeciwnie. Przyciągnął mnie do siebie i przygwoździł do swojego ciała. Rozpłakałam się na dobre, pobrudziłam nas oboje krwią, ale to teraz nie było ważne. Niall nie zwracał uwagi, że teraz cały brzuch ma krwi, tylko starał się zapewnić mi bezpieczeństwo. 
Złapał moją twarz w dłonie. Nasze czoła były złączone, kiedy musnął moje wargi. 
 - Nigdy nie będziesz cierpieć. 


3 komentarze:

  1. To jeden z najlepszych rozdziałów! :D
    Genialne !
    *-*
    omgg
    dodaj jeszcze jeden dzisiaj, błagam! ;)

    OdpowiedzUsuń