11 cze 2015

Rozdział 55 część 1

 - Molly, co się dzieje? - w tym samym czasie zauważyłam Nialla siedzącego na chodniku, opierającego głowę o śmietnik. Miał zamknięte oczy, a z twarzy ciekła mu krew. - C-co się stało? 
 - Ugh. - różowowłosa przyłożyła dłoń do czoła, tak jakby nie miała już siły. - Nawalił się, zaczął do mnie wydzwaniać, więc przyjechałam tu, by mu pomóc, bo potrafi być strasznie porywczy - sama wiesz, no i się nie myliłam, bo kiedy tu dotarłam był w trakcie okładanie jakiegoś gówniarza. Jakoś udało mi się go ujarzmić, nie dowierzam, że mi się to udało naprawdę. Następnie zasnął tu, za dużo wypił.  - przewróciła oczami, pokazując palcem na Nialla. - Przepraszam, nie powinnam do ciebie dzwonić o tej porze, ze względu, że wykorzystywałaś ten czas na ostatnią naukę przed egzaminem... 
 - Molly, już dobrze, jest w porządku, nie martw się o to. - spojrzałam na Nialla. Byłam zmęczona za równo całym dniem, jak i zachowaniem blondyna. To było niedorzeczne, zachowywał się jak dzieciak, w dodatku ranił mnie najbardziej jak mógł - udawał, że mu na mnie nie zależy. 
A może on nie udaje?
 - Nie chodzi tylko o to. - posmutniała, a ja chyba zrozumiałam o co chodzi. - Wiem, że nie jest dobrze... między wami. Tylko, że jego mama zna cię na pewno lepiej, niż mnie i pomyślałam, że tobie będzie łatwiej 'dostarczyć' go do domu. Ale ja pojadę z tobą, nie chce cię obarczać. 
 - Molly, jest okey. - skłamałam. - Jedź odpocznij, ja i tak dzisiaj nie wychodziłam z łóżka. Poradzę sobie. - uśmiechnęłam się, ale to też było kłamstwo. 
Udało mi się ją przekonać, co w sumie nie było, aż takie trudne, kiedy użyje się odpowiednich argumentów. Wkrótce, pożegnałyśmy się (lecz wpierw wysłuchałam setek przeprosin z jej strony), a ja zostałam z jedną rozterką. Co ja mam z nim zrobić? 
 - Niall... - zaczęłam go rozbudzać, delikatnie szturchając dłonią jego ramię. - Niall, obudź się. Musimy jechać do domu. Niall. 
 - Co do kurwy? - jęknął. Powolnie otworzył oczy. - Lily? 
 - Chodź. - pociągnęłam go, ku górze, pomagając mu wstać. Czuć było od niego alkohol, ale jego wspaniałe perfumy i tak przeważały nad tą mieszanką. 
 - Nigdzie nie idę. Zostaw. - protestował. 
Wypuściłam głośno powietrze. To nie będzie takie proste, jakie mogłoby się wydawać. 
Zignorowałam jego odmowy pomocy i przełożyłam jego wiotką rękę przez mój bark i z wielkim trudem uniosłam jego ciężar. Poczułam, jak poci mi się czoło od wysiłku, ale szłam dalej, chwiejąc się nieco. Doszłam do samochodu i posadziłam go na przednim siedzeniu pasażera, następnie sama udając się do auta. 
 Jechałam pustą drogą w ciszy - no bo przecież, z kim miałam porozmawiać? - zastanawiając się, czy powinnam odwozić Nialla do domu o tej porze, w tym stanie. Pewnie pani Horan nie raz widziała go w takim stanie, jednak mi dalej nie przestało na nim zależeć, co za tym idzie, martwiłam się o niego i o jego kontakty z najbliższymi. Postanowiłam, że odwiozę go do siebie, matki nie ma jak zwykle, ponieważ siedzi na nocnej zmianie w pracy, więc nie będzie z tym wielkiego problemu. Szkoda, że porównałam wszystkich, za jak i przeciw...

***

Podjechałam pod bramę domu, następnie wyłączając silnik. Wzięłam głęboki wdech, zanurzając się w fotelu. Jak na razie jest spokojnie, ale jak Niall się obudzi, będzie gorzej. Na pewno wytrzeźwiał wystarczająco na tyle, by rozpocząć kolejną bolesną kłótnie. 
Wysiadłam cicho, nawet woah, udało mi się bezproblemowo go wyciągnąć z pojazdu. Powłóczyłam do drzwi wejściowych, po wejściu zamykając je na klucz. Kiedy byliśmy już w moim pokoju położyłam go na łóżku. Nie mógł spać w tych obcisłych jeansach, boże, musiałam go obudzić, żeby móc go rozebrać. 
 - Niall, Niall, obudź się. Nie możesz w tym spać. 
Skrzywił się, po czym poznałam, że się przebudził. Zakrył oczy dłońmi, gdyż raziło go światło w pokoju, z lampi nocnej. 
Odpięłam jego spodnie, pociągając je w dół jego zgrabnych nóg. Obojętnie zrzucił je z siebie. To było całkowicie nie w jego stylu - zero nieprzyzwoitych komentarzy, zero niczego. Jego ignorowanie mnie doprowadzało mnie do rozpaczy, robił to nawet wtedy, gdy był pijany. 
 - Po co mnie tutaj przywiozłaś? 
 - Nie chciałbyś, by mama zobaczyła cię w takim stanie. 
 - Nie martw się, jutro jak tylko będę mógł się ruszyć, wyjdę, zanim się obudzić, byś mogła w spokoju napisać dobrze egzamin, co pozwoli ci dostać się do tej kurewskiej szkoły. - syknął. 
 - Niall, to nie pora, by zaczynać ten temat.
 - Wiesz co, mam to gdzieś, tak samo jak ty mnie. 
 - Dobrze wiesz, że to nie prawda. - poczułam, jak łzy wzbierają się w moich oczach.  
Czy on nie może przestać sprawiać mi bólu?
 - Choć tu. - powiedział, co bardziej brzmiało jak rozkaz. - No bliżej. 
Zrobiłam, to co chciał. Usiadłam na łóżku, tuż obok niego. Zdziwiłam się, gdy poczułam, jego dotyk. Przyciągnął mnie bliżej siebie, tak, że położyłam się obok niego. Jednak wszystko minęło, jak pęknięta bańka mydlana, bo on odwrócić się plecami do mnie, tak jakby już się mną brzydził. 
Nie wytrzymałam już, choć próbowałam być silna, by nie pokazać tego, jak słaba jestem. Załkałam cicho, czując ból, tak jakby dosłownie moje serce właśnie się pokruszyło na drobne kawałeczki nie możliwe do poskładania.
Wszystko miało być dobrze. Mieliśmy być szczęśliwi, mieliśmy nawzajem cieszyć się swoją obecnością. Tymczasem jest tylko ból, smutek, rozpacz i cierpienie...

"To jak krzyk, którego nikt nie słyszy.
Czasem aż wstydzisz się tego, że ktoś może być dla ciebie aż tak ważny, że bez tej osoby czujesz się jak śmieć... a inni nie są w stanie nawet pojąć tego bólu.
Czujesz się beznadziejnie.
Czujesz się, jakby już nic, absolutnie nic nie mogło ci pomóc.
A kiedy to już koniec
i kiedy nie ma powrotu
to błagasz, by wróciły złe czasy.
Żeby razem z nimi mogły wrócić te dobre."
 
Koniec części pierwszej, rozdziału 55...
 
______________________________
Hej wszystkim. 
Mój nie za dobry humor udzielił się na rozdział. Przepraszam, jeśli was rozczarowałam jego treścią i długością. Dzisiaj mam strasznie dziwny dzień. Po prostu nie mogę się wziąć do kupy. Od rana chodziłam z myślą 'kurdę, muszę wreszcie coś napisać', a i tak nic z tego nie wychodziło. Co chwila znajdywałam wymówkę, by znaleźć jakieś inne zajęcie. Wreszcie się ogarnęłam jakieś dwie godziny temu, gdy zrozumiałam, ze trzymałabym was w niepewności kolejne trzy dni, a tego nie lubię robić. Wszystko dla tego, że jutro wyjeżdżam, właśnie na taki czas, ale jakoś tego nie zauważycie jeśli chodzi o dodanie nowego rozdziału, ponieważ jestem do dupy i nie dodaje często nowych notek. Mam wrażenie, że wypaliłam się, mam na myśli tu treść rozdziałów. Może to tylko dlatego, że nie wiem jak dość do końca części pierwszej (bo ostatni rozdział mam już zaplanowany od dłuższego czasu, więc z tym nie będzie problemu), albo na moje osobiste problemy i niechęć do wszystkiego. Nie wiem, w chwili obecnej nie mam ochoty na nic. Olewam wszystko łącznie ze szkołą, w której ostatni raz byłam dwa tygodnie temu. Nic nie pomaga, nawet pisanie opowiadań, czy nawet czytanie czegokolwiek - co kiedyś dawał rezultaty. Jednak nie zamierzam się poddać, nie po to zaczęłam tą historie i nie po to obiecałam wam drugą część, by teraz was tak brutalnie olać. Chcę jedynie, byście były trochę wyrozumiałe, jeśli chodzi o treść rozdziałów (głównie o ich długość!) i o to, że są rzadziej dodawane. 
No nic, nie będę was zanudzać tymi wypocinami, ale jak się założę pewnie i tak ich nikt nie przeczytał. Do następnego rozdziału kochani, już zbliżamy się do końca! 
Mam ochotę was teraz wszystkich przytulić, dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że jesteście czytelnikami tego czegoś . :') (Jeszcze raz przepraszam!)

1 komentarz: